jej stryj. Nazywano ten dom arystokratycznym, bo chociaż Strumieńscy-Maryusze należeli tylko do średniej szlachty, pielęgnowali jednak u siebie starannie znicz wytwornych manier i tradycyi, a szli w tym kierunku o tyle do ekstremu, że wobec braku środków finansowych usiłowali wywyższyć się w swoich i cudzych oczach doskonałem i subtelnem znawstwem tych tajników poloru, smaku i tonu, które według nich były równoważnikiem bogactwa. Była to więc arystokracya z odwetu. Co szczególne, ale częste, do zwyczaju należało u nich przytem pokpiwać sobie z arystokracyi rodowej[1] i czasami grać rolę ludzi zupełnie wolnych od przesądów. Ten pozór złudził zrazu Strumieńskiego, olśnił go także pewien blichtr serdeczności, komfortu i rodzinnego ciepła, chociaż wnet poznał, że go tu niezawsze mile wspominano, i że w ich oczach wciąż jest jeszcze Włoskiem, chamem. Mimo to przymierze zostało zawarte, a i małżeństwo nie ulegało wątpliwości.
Zajmiemy się teraz Olą. Jak ją pojmował Strumieński? Przy pojmowaniu indywidualności kobiet przez mężczyzn zdarza się zwykle jeden błąd: dualizm, dwutypowość. Mają oni w zapasach umysłowości swojej po dwa w literacki sposób skontrastowane szablony na „typy“ kobiece, np. Balladyna — Alina, Telimena — Zosia, Aza — Motruna, Lilia — Roza, Basia — Krzysia, Brunhilda — Kriemhilda, Safo — Melitta, — i do szablonów tych mimowoli naginają rzeczywistość. Najpospolitszym jest następujący kontrast: z jednej strony kobieta ognista, megerowata, o cygańskich narowach, oplatająca mężczyznę urokiem zmysłowym, brunetka; z drugiej zaś dziewczątko słodkie, domowo-gospodarskie, wstydliwe, t. zw. przylepka, zwykle blondynka z niebieskiemi oczyma, „owiana urokiem wiośnianym“ itd. — znamy to przecież doskonale, niepraw-
- ↑ Zwyczaj ten był asekuracyą kłamstwa, opisanego w poprzedniem zdaniu.
Dla dobrobytu swego życia intellektualnego człowiek zwykle obiera lub tworzy sobie jakichś przeciwników, nad których się wywyższa, na których zwala różne winy, których skutecznie zbija. Najgorszy literat ma kogoś lub coś, z czem walczy, co mu daje złudę, że on jest potrzebny na świecie, co stanowi tło korzystne dla jego osoby. Tak samo jest i w innych dziedzinach życia publicznego i prywatnego. Ale każdy z takichantagonizmów, chociaż ma racyę bytu na pewien promień, w większem kole nie nie znaczy.