Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/122

Ta strona została przepisana.

rolę Maryli i chociaż traktowała Gasztolda tylko jako swego satelitę, przecież ułożyła sobie anticipando takie zachowanie się, jakby z drżeniem serca zgodziła się być „ofiarą“ („poszła za wdowca“ — to tak brzydko brzmiało) i jakby zadawano gwałt jakimś jej młodzieńczym marzeniom, — gwałt, przeciw któremu ona walkę swoją bardziej zaznaczała niż toczyła, zawsze bowiem uważała, że powinna zrobić świetną partyę.
Kiedy Strumieński przybył, zrobił się w tych wszystkich antycypacyach mały nieporządek. Przedewszystkiem on sam zmiarkował, że Ola „boi się“ go i „nie ma doń jeszcze zaufania“, a potem gdy wniknął w stosunek Gasztolda do Oli, ogarnęła go pewna niechęć wciskania się tam, gdzie ktoś inny kocha. Widział nadto, że Gasztold jest człowiekiem utalentowanym i intellektualnie pobije go wobec Oli, a przecież sam wbrew swemu lepszemu przekonaniu mianował go zarozumiałym, półgłówkiem, bo był zły, że wskutek jego obecności nie może się przed nią popisać swem dyletanckiem znawstwem w rzeczach sztuki. Wśród tej nieprzyjaznej atmosfery wróciła mu jego dawna, nabyta w towarzystwie Roberta, skryta i zacięta niby-duma. Zaczął udawać, że nie zaleca się znowu tak bardzo na seryo, lecz raczej z grzeczności, a przytem w delikatny sposób objawiał współczucie dla poetycznego stosunku Gasztolda i Oli, dając do poznania, że go nie chce rozrywać. W istocie Strumieński miał przed Gasztoldowem zakochaniem się troszeczkę respektu i nie bardzo się kwapił do roli Puttkamera. Atoli właśnie ta częścią szczera częścią nieszczera taktyka była trafną, gdyż Ola — chociaż i w każdym innym razie byłoby się na tem skończyło — zaniepokojona niedbałością Strumieńskiego, zaczęła mu dawać oznaki, że źle sprawę pojął, że ma on tu większe wi-