Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/127

Ta strona została przepisana.

wzięła sobie zamiar kochać go, Strumieński zaś, aby dać miarę swej miłości — i on bowiem tego słowa wobec niej używał bez skrupułu — przepisał na jej imię dwa swoje folwarki i oddał je w zarząd jej stryjowi, który równocześnie miał być generalnym zawiadowcą całego majątku i poprawić jego stan gospodarczy. To poddanie się Strumieńskiego niejako pod kuratelę Maryusza — raczej z wyrachowanej dobroci i niedbałości niż z potrzeby — ściągnęło nań potem liczne nieprzyjemności. Ale zato miał Strumieński tę tajną satysfakcyę eksplebejusza, że on, syn gajowego Włoska, — nie tyle żeni się co — będzie posiadał ładną pannę z domu „arystokratycznego“. Bo i on, chociaż „czuł się“ wyższym ponad kastowość, pozwalał czasem sobie narzucić rolę „plebejusza“ i przejmował się nią nawet, co w dalszym ciągu opowiadania jeszcze parę razy podkreślę. Mniemał nadto Strumieński, że zaimponował „im“ szlachetnością, że to nie chybi także wrażenia na Oli i dobrze ją dla pewnych spraw usposobi.
Czas narzeczeństwa trwał bardzo krótko, a oboje go nie wyzyskali. Stał na przeszkodzie jużto Gasztold, jużto wspomnienie Geli, jużto wzajemna nieufność. Tak stało się, że podczas kiedy pewna część małżeństw miewa poza sobą, w czasach narzeczeństwa, jakąś fazę „miłości“ lub wmawiania w siebie miłości, fazę, w której oboje są odkrywcami uczuć, filozofami lub poetami, a w następstwie tego po ślubie fazę rozpadania się owych za wysoko spiętrzonych gmachów idealizmu — i te wszystkie przejścia stanowią jedną z ważnych, być może podstawowych pamiątek w skarbcu ich wspomnień: małżeństwu Strumieńskich brakło tego oślego mostu, było ono w swem założeniu stosunkiem przeważnie konwenansowym, towarzyskim; nie śmiałbym jednak rozstrzygać,