Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/146

Ta strona została przepisana.

to kaprysami, żeby jej pokazał muzeum. Teraz już istotnie zależało jej na wtargnięciu w państwo Strumieńskiego, pożerała ją ciekawość, podsycana przezeń tak umiejętnie, że jej się zdawało, iż Bóg wie co tam zobaczy. Podrażnione były także jej upór i ambicya, gdy Strumieński gwizdał na jej pytania i mówił: „moja droga, nie nudź mnie“. Właściwie stawał się on teraz i u siebie niekonsekwentnym. Jego wycieczki do Angeliki bywały mniej ostentacyjne, a zachowanie się Oli narzucało mu dalej rolę zamkniętego w sobie, nieugiętego, tylko bardziej na seryo, — zaczął prawie wierzyć, że nie powinien do swoich „skarbów“ dopuszczać intruza. Na odmianę znowu potem bawiła go ta wojna z Olą, sprawiała mu dużo przyjemnej złudy, więc ją przedłużał. Wiedział też, że Ola go śledzi, szpera mu po książkach, a nawet raz spostrzegł w zamku muzeum ślady dobywania się innym kluczem. Niestety we wszystkich tych objawach ciekawości nie znajdował momentu, któryby mógł wyswobodzić go od przyjętej roli, a tymczasem musiał być wciąż w obawie, by one nie ustały. Obawa taka okazała się wnet niepłonną i wtedy, aby niebezpieczeństwo zażegnać, wpadł Strumieński instynktownie na najlepszy sposób przygotowania sytuacyi, w którejby musiał wreszcie wszystko z siebie wydobyć[1]. Wszczął wielką awanturę z żoną i pokłócił się z nią.

Tu weszły w grę motywa z innego kompleksu wypadków. Ola, urządziwszy się w Wilczy, postanowiła zawiązać stosunki ze sąsiadami, a przedewszystkiem chciała złożyć wizytę u pp. X-ów, z którymi rodzina Maryuszów miała konneksye. Ale właśnie Strumieński nie cierpiał X-ów, miał do nich uprzedzenie, wpojone mu jeszcze przez starego Strumieńskiego, a uprzedzenie to utrwaliło się w nim później, gdy słyszał, jak pan X.

  1. W zacytowanym powyżej §. mówi Schopenhauer: „Lecz należy zauważyć, że w celu złudzenia samego siebie przygotowuje się dla siebie pozorne zapomnienia się, które właściwie są czynami, skrycie obliczonymi. Bo nikogo nie oszukujemy, nikomu nie pochlebiamy zapomocą tak subtelnych fint, jak sobie samym“.
    Tu jedna konieczna uwaga. Jeżeli mówię o planach, programach, komedyach, fintach Strumieńskiego teraz i później, to bynajmniej nie w tym sensie, żebym go chciał przedstawić jako człowieka wyrafinowanego, np. jako takiego gracza-psychologa, jak „Uczeń“ Bourgeta,działającego z zimnem obrachowaniem celu i środków. Owszem to, co w analizie przedstawia się jako bardzo skomplikowane, to samo obserwowane na powierzchni bieżącego życia, wydawałoby się zupełnie prostem, szybkiem i naturalnem. Podobnie jak nasze ciało odczuwamy jako jednolitą masę, anatom zaś i lekarz wykazują w niem różne zawiłości.