Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/158

Ta strona została przepisana.

przednich słów) podarowałby jej do urządzenia salonów we dworze. Bądź co bądź obraz to dekoracya, jak się go zawiesi na ścianie, zawsze stanowi ozdobę, wypełnia puste miejsce, a o arcydzieła trudno. Strumieński udawał, że z nią o tem na seryo dysputuje, potem jednak krótko ale stanowczo odmówił, mszcząc się w ten sposób lekko za jej lekceważenie.
— Dać ci mogę tylko kopię Ingresa, to lustro i tę statuę.
Tu wskazał na stojący wśród kwiatów odlew gipsowy, który przedstawiał człowieka, wykuwającego samego siebie w kamieniu. Człowiek wyłonił się dopiero do połowy ze skały, która go nakształt niszy otaczała, i pracował mozolnie dłutem nad wyrzeźbieniem reszty swego ciała. — Rzeźba mistrza Florentiniego. — Dźwięk włoskiego nazwiska zelektryzował Olę, mimo to nie mogła się jakoś przekonać do tego dzieła. Wydało jej się to opacznem, żeby rzeźba nie wyobrażała całego człowieka w jakiejś pozie, np. trzymającego winogrona, rzucającego dyskiem. Strumieński, zawstydzony nieco tą arrogancyą krytyczną, jął tłómaczyć Oli symboliczne znaczenie posągu, mówił, że to ma oznaczać duchowy rozwój człowieka itp. Nie tyle to wytłómaczenie, co słowo „symboliczny“, przekonało nieco Olę, tylko zarzuciła jeszcze:
— Dlaczego jednak wykuwa dalszą połowę swego ciała? Przecież głowa i popiersie to najważniejsze — to przecież siedlisko ducha i serca. —
— No, w takim razie możnaby pojąć to jako symbol kształtowania lub uwalniania siebie wogóle, a zresztą — powiem ci coś do ucha.
Lecz Ola zaczęła uciekać, potem wybiegła na ogród,