Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/16

Ta strona została przepisana.

właściwie czynią, nazywałem dom, w którym mieszkała Marya Dunin.
Z pałacykiem tym, leżącym na brzegu lasu, łączył się szereg innych domków, tworzących z nim razem jakby jedną rodzinę. Cała kolonia leżała w odosobnieniu od świata wśród lasów — pomimo to panował tam ciągły ruch umysłowy i wzajemne klepanie się po ramieniu. Zamieszkiwał ją ród, będący już na wymarciu, a poświęcający się z zapałem pewnemu szczytnemu celowi, pewnej świętej idei, z której tyle zdradzę, ile mi obowiązek pozwoli. Pamiętam, kiedym raz pierwszy spotkał tych ludzi: jak ich oczy zwróciły się ku mnie z zaufaniem i sympatyą, a w tych milczących spojrzeniach było, jak potem poznałem, serdeczne powitanie nowego sprzymierzeńca, którego we mnie przeczuli. Wśród takich to ludzi chowała się Marya Dunin, lecz wnet poznałem, że ta dziewczyna nie była kwiatem na tej pięknej grządce, ale gnijącym grzybem!!
Ojciec a zarazem i impresario Maryi Dunin, p. Acheronta Movebo, przyjął mnie tak, jakby już dawno na mnie czekano. Świetna to była i stylowa bestya, a mądry niesłychanie. Powiedział mi zaraz z dobrodusznym uśmiechem, że mam minę porządnego opryszka i wnet nauczę się kraść bimy i bamy z powietrza. Był to taki jego styl, jak się potem przekonałem.
Skorom się posilił i wypoczął, wyprowadzono mnie na werandę, z której się roztaczała malownicza panorama. Przed pałacykiem był staw, a na środku stawu jakieś złote wysepki, które tak połyskiwały do słońca, żem nie mógł dokładnie dojrzeć, coby to było. Aby zaspokoić moją ciekawość, zaprosił mnie p. Acheronta Movebo na przejażdżkę po stawie. Całe nasze towarzystwo t. j. p. Acheronta Movebo, Marya Dunin, jej sio-