Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/165

Ta strona została przepisana.

Wogóle wchodziły tu w grę współcześnie dwa czynniki: Strumieński mniemał, że Ola wyratuje go od Angeliki, i chociaż myślami był w sojuszu z Angeliką (drugi czynnik), przecież działał przeciw niej, bo chciał Olę podniecić do rywalizacyi. A wiec były to czynniki sprzeczne — czy tylko na pozór?[1] Co do tej kwestyi proszę porównać moje rozumowania na str. 131., tudzież rozproszone uwagi o tem, że z pewnym stanem umysłowym wnet stowarzysza się zwykle jakiś stan wprost przeciwny (np. str. 133.). Zresztą potrzebował Strumieński od Oli pewnej pomocy moralnej, co jednak jasno uświadomił sobie dopiero później, albowiem fakt samobójstwa Angeliki miał pewne skrytki, które mu czasem mąciły spokój, i one to zwykle przeważały szalę na korzyść Oli.

Podejmuję teraz przerwany wątek: Trzeba było Olę wtajemniczać dalej... Wplatał on już dawniej w swoje opowiadania szczegóły mogące drażnić jej ciekawość, ona też każdym razem na nie czyhała. Nawet najcnotliwsze kobiety lubią te szczegóły. „Psuł“ ją — widział, że ten teren jest dla niej przystępniejszy i zrozumialszy, mniemał, że to będzie silny fundament, na którym się już łatwiej postawi coraz wyższe piętra. Teraz pokazał jej „Księgę Miłości“, pamiętnik erotyczny Angeliki, i objaśnił go. Nie wystarczyło mu jednak być tylko anegdociarzem. Chciał od niej współczucia, zazdrości, chciał, żeby albo rywalizowała ze swoją poprzedniczką, albo ją naśladowała, chociaż właściwie jedno wykluczało drugie. Lecz „na dnie duszy“ czuł, że może kaprysi, gdyż jego żona z biegiem czasu przyzwyczaiwszy się do niego, lepiej rozumiała jego pocałunki — podobno bywa tak po pierwszem dziecku —, była dlań czulszą i bardziej mu oddaną niż kiedykolwiek przedtem i potem. Bo i na nią działał — podobał jej się pe-

  1. W rozstrzygnięciu tego pytania szło mi przedewszystkiem o tzw. niepoprzebijane ścianki, — a jednak nie wyczerpuje to kwestyi, zostawiłem bowiem całkiem na boku następującą jej część: Oto jak wiadomo każdy, przyciśnięty do muru, umie pogodzić swoje logicznesprzeczności, na zawołanie wypełniając jako tako człony pośrednie. Subjektywnie nie czuje się sprzeczności, bo ma się w swojem „ja“ jakby ciemne źródło wszelkich pogodzeń. Z tego samego powodu zdarza się, że jeżeli w dyspucie przekonasz przeciwnika, to on ci na końcu powie, że właściwie obaj mówiliście to samo.