wie o tem, że w tych płaszczykach, tj. upozorowaniach tkwi zwykle więcej racyi, niż się na pozór wydaje[1], niema w nich nic śmiesznego, jest owszem nieraz logika i słuszność najlepszego rodzaju; tylko trzeba każdy taki płaszczykowy argument z osobna ożywić i wmyśleć się weń. Zato nie ma tam zupełnej racyi, uwzględnienia wszystkich czynników, niema autokrytyki i szczerego śledzenia konszachtów między układaniem się wyuczonych słów, frazesów i poglądów a nieświadomem życiem duszy.
I tak np. Ola nie lubiła zbyt ściśle rozważać swego stosunku do Angeliki. Wypieszczona w domu, uważana za „lumen“, musiała wobec Strumieńskiego przybrać tylko rolę kobiety par excellence, rządzącej się głównie uczuciem. Strumieński zanadto poniżał jej ambicyę, stawiając wciąż Angelikę jako wzór intelligencyi kobiecej, — a ją, Olę, lekceważył, bo nawet, jak jej się zdawało, nie spostrzegał, że ma do czynienia z arystokratką, nie był z tego dumnym, ignorował to. W tym punkcie Ola myliła się nieco, bo Strumieński ulegał kastowym przesądom w ten sam sposób co ona, chociaż jak potem zobaczymy, traktował je bardziej teoretycznie. Uprzedzenia Oli do Angeliki płynęły nie z zazdrości o męża, ale wogóle z zazdrości intellektualnej. Miałażby rozum być zazdrosną o osobę nieżyjącą! Gdyby Strumieński zbałamucił żonę jakiego prezesa, marszałka, wówczas może-by ją to dotknęło, to byłby przyzwoity skandal, dla którego wartoby sobie nadpsuć trochę serca — ale tak... Wskutek wspomnianej zazdrości intellektualnej wyrobiła się w Oli potrzeba zaznaczania i wobec Strumieńskiego i wobec innych, że ona jest kontrastem do Angeliki, np. namiętnie zwalczała emancypacyę kobiet, chwaliła się swojem doskonałem zdrowiem, zamiłowa-
- ↑ Dlatego baczność! Stronniczość nie wyklucza słuszności. Gniew np. jest złym doradcą, ale bystrym analitykiem, podsuwa takie argumenty, jakichby się kiedy indziej nie wyszukało. Tak samo i przyjaźń mocą swej tolerancyi dokazuje cudów sprawiedliwości. W afekcie rozważając zalety i wady jakiejś osoby, widzimy je obficiej, ilościowo jest więc nasza obserwacya silniejsza, trudniej nam tylko oznaczyć miarę i wzajemny stosunek poszczególnych cech badanej osoby. Ale czyż kiedykolwiek ten stosunek jest nam zupełnie jasny? czyż wobec najbliższych naszych, wobec samego siebie nawet, nie jesteśmy w stanie ciągłej fluktuacyi zapatrywań? Zresztą por. str. 352. w. 14. i n.
Ciągle się mówi, że dzieła sztuki należy oceniać „sine ira et studio“, że powinno się krytykować tylkodzieło a nie osobę autora. Bynajmniej! Wszakże nie rozchodzi się o dzieło, ale o stan psychiczny, z którego ono wynikło, o zapatrywania autora, o to, co w nim jest najdroższe i najlepsze, bo niema rzeczy bardziej osobistej niż poezya! Wykazując, że czyjeś dzieło jest głupie, unicestwiam intellektualną istotę autora — to nie ulega wątpliwości.