Ją — zamknął, niby w cyboryum, którego nie naruszał, ale tak ją zabezpieczywszy, lekceważył, ignorował, odpychał. Myślał: co sobie ludzie myślą, którzy ze mną mówią? i wstydził się. Nieraz sam przed nimi poruszał swoją drażliwą kwestyę, przekręcał ją, zacierał, odejmował jej wagę. Czemże to było wobec nieszczęść narodowych i społecznych! (por. str. 107.). Uważał siebie za zboczenie, za wyjątkowy wypadek, o którym nie warto mówić, bo to, co on przebywał z Angeliką a potem z Olą, nie było podobne do tego, co przebywali inni ludzie i co było w książkach i bieżących ideach, — to było takie śmieszne, dziecinne. Nie wiedział, że życie naokoło niego wre wewnątrz od wyjątkowych wypadków i tajemnic na różnych tłach, lecz sieć nazw, nieszczerość ludzka wobec drugich i siebie, trudność dowiedzenia się i zgromadzenia rozstrzygających szczegółów, zakrywają to, coby mógł odsłonić chyba dyabeł Lesage’a. Zwłaszcza miał Strumieński wyrzuty sumienia na punkcie swej przesady w miłości. Tak dać się owładnąć jednej kobiecie — to wstyd. On, on był „owadem na róży kwiecie“ (Mickiewicz) — owadem. Nazywał to zrazu sardanapalstwem, bo nie miał właściwego pojęcia o historycznym Sardanapalu, potem sentymentalizmem i wybujałym erotyzmem, wreszcie z gniewu odważył się nawet używać przeciwko sobie twardych i brutalnych słów. Powiedział: erotomania, umysłowa onania. Rumieniec występował mu na twarz...
Oprócz przyczyn specyalnych, główną rolę grała tu ówczesna zaraza umysłowa, która w Polsce wyraziła się w „Bez dogmatu“ Sienkiewicza. To, co dla Hamleta było chwilowem powiedzeniem[1], które Szekspir strzegł się rozrzerzyć na cały dramat, co u Goethego w „Mistrzu Wilhelmie“ było głębokiem aperçu, to nabrało z biegiem czasu wartości pewnika, zczepiło się z innemi pospiesz-
- ↑ O ile mi wiadomo, najnowsi badacze „Hamleta“ zarzucili już ten pogląd, który w połączeniu z wielu innymi modnymi przesądami stał się gruntem, na którym wyrosło „Bez dogmatu“ lub nieco później naśladowane z zagranicznych dekadentów potępienie rozumu itd. Zacytuję np. dziełko Gelbera pt. „Problemy Szekspira“. W dziełku tem autor ze znacznym nakładem bystrości udowadnia, że Hamlet musiał postępować tak, jak postępował: nie wierząc duchowi ojca, chciał mieć objektywne dowody zbrodni swego ojczyma i dlatego urządził śledztwo zapomocą sztuki, odegranej przez aktorów; był to w danych warunkach środek jedyny lecz pewny. Potem Hamlet cofa się przed zamordowaniem modlącego się Klaudyusza, bynajmniej jednak nie ze wstrętu przed czynem, lecz tylko z tego powodu, że wierząc w życie pozagrobowe (to wstrzymuje go także od samobójstwa) nie chce, żeby się zbrodniarz dostał do nieba. Co prawda Gelber naciąga swoje wywody do innego planu pojmowania: mianowicie, że w „Hamlecie“ jest problem religijny, kolizya rozumu z dogmatami. Ten plan jest również tylko jednostronny, cząstkowy. — Gdybym próbował do „Hamleta“ zastosować rezultaty „Pałuby“, zwracałbym może uwagę na to, jak Szekspir nie dopuszcza pierwiastka konstrukcyjnego lecz naśladuje zygzaki życia, jak z obowiązkiem zamordowania Kladyusza splata się komedya charakteru Hamleta, to znaczy jak ten charakter wyzyskuje ów obowiązek w celu wyżycia się, jak Hamlet sam tworzy sobie kontrasty, jak życie samo dostarcza mu różnych analogii i półanalogii, wreszcie jak wybitnie zaznacza się w tej sztuce rola pierwiastka pałubicznego, zwłaszcza w akcie V-tym, gdzie przypa-dek zmusza Hamleta do czynu, odejmując równocześnie temu czynowi wartość zemsty. Choćby się nawet odliczyło pewien procent na rachunek jakiegoś osłabienia woli u Hamleta, to mojem zdaniem przecież sposób stawania się „czynów“ jest czemś wyższem nad charakter słaby lub silny — — wogóle gdy chcemy tę sprawę zbadać na seryo, to idąc po linii poetycznej wprost, docieramy także do kwestyi „naukowych“,
Tym wszystkim, którzy tylko pobłażliwie raczą sympatyzować z Hamletem i nazywają go prototypem dekadentów, należałoby postawić obcesowe pytanie, czyby oni na miejscu Hamleta tak odrazu zabijali, mordowali? — Niemożność zemsty, nonsens zemsty. — O ile mi się zdaje, któryś z badaczy „Hamleta“ powiedział: Nie Hamlet nie dorósł do swego czynu, ale czyn nie dorósł do niego.