Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/177

Ta strona została przepisana.

nemi hipotezami i grasowało w literaturze. Ludzie subtelni i czuli zaczęli zazdrościć półgłówkom, zaczęli szukać ożywczych soków, bredzić o kwietyzmie, chorobliwości, wybujałościach cywilizacyi, aż wreszcie zgodnie stwierdzono, że się jest do niczego, a za jakiś czas, że się już jest na drodze do poprawy i czynów. Niektórzy pozowali tylko i uznawali się za niedołęgów — dla honoru, inni cierpieli i gryźli się wewnętrznie. Łatwość i przejrzystość świeżo odkrytej „prawdy“, a przytem jej paradoksalna beznadziejność hipnotyzowały intelligentne ale mało odporne umysły: surowość postulatu identyfikowano z jego słusznością[2]. Ale np. takie „Bez dogmatu“ działało dwustronnie: wywoływało teoretyczną antypatyę do schyłkowców a praktyczną sympatyę do gaszonych słońc, do tych konsekwencyi, których dotąd nie przeczuwano. Kobiety płakały nad Płoszowskim, lecz jak kura żadnaby z nich nie wyszła poza koło zakreślone przez autora. Ludzie robili dziwne rachunki sumienia, rodzili dopiero teraz myśli, które przychodziły na świat z gotowem piętnem: jesteśmy złe, wyklęte, niepotrzebne, ohydne. Taką jest obłuda. A blizkość końca wieku poddawała tym wzgardom taką ładną, dobrą nazwę: schyłkowcy, findesiecliści... ba, ta nazwa sama już była dowodem.
Strumieński przebył już swoją awanturę erotyczną, nie przyciągała go więc odwrotna strona medalu, zwierciadło grzechu nie kusiło go do grzechu, ale wessał w siebie teoryę i dobijał nią to, czego mu jeszcze nie zohydziły Ola i nowe jego zachcianki. Bał się wprawdzie, że charakteru jego nie można już naprawić, ale na wypadek, gdyby tak było niestety, zamierzał przybrać przynajmniej pozór, że jest innym, wstydzić się i żyć ze swoim „garbem psychicznym“ wśród ludzi in-

  1. Hebbel wyśmiewa ten paradoks mówiąc: „Wielu ludzi wskutek tchórzostwa nie może się zdobyć nawet na to tchórzostwo“; fakta zaś, że dzieci nieraz z obawy przed karą, popełniały samobójstwo, należą pod rubrykę: dowód z wyobraźni, — analogiczną jak dowód z paradoksu.
  2. Tę samą kwestyę poruszam na str. 220. w. 11.: „Ludziom się zdaje, że większa prawda leży w pobliżu większej nieprzyjemności“. Jeżeli Herkules na rozdrożu wybrał cnotę, to jak sądzę stało się to wskutek przemożnej suggestyi paradoksu. Dowód z paradoksu zawiera się np. w następujących frazesach: „Poznać siebie samego jest trudniej niż poznać innych“. „Samobójstwo jest tchórzostwem“. „Łatwiej napisać dobrą tragedyę niż dobrą komedyę“. (Dwa ostatnie frazesy wytyka Schopenhauer „P. i P.“ II. §. 43.) „Sonet jest najtrudniejszą formą poezyi“. Paradoksowi zawdzięcza swe powstanie homeopatya. Patrz także str. 178. w. 31.: „Poczciwość była zaletą, którą jako cechę uzupełniającą sugge-styonowała drastyczność jego obejścia się, rubaszność wyrażeń“. — Tego rodzaju błędy myślowe trzeba nie tylko stwierdzać, ale także badać, — wytłómaczyć, w czem mają źródło, jaki jest ich mechanizm, one bowiem są często powodem wielkich teoryi, ruchów politycznych, etycznych, religijnych itd. Ja sobie powstawanie dowodów z paradoksu tak wyobrażam: Jakiś kontrast, jakaś sprzeczność wywołuje pewien silniejszy ruch umysłowy, poczem uwaga ustaje, leniwieje, kontrast zrazu tylko zanotowany staje się pewnikiem, np. samobójstwo staje się tchórzostwem naprzekór oczywistości.[1] Naturalnie, że obok tego procesu snuje się też rodzaj jakiegoś dowodu objektywnego, który jest tylko podpórką ex post. Dowód z paradoksu możnaby także porównać do zawrotu umysłowego. Rozważmy, jaki tok myślowo-uczuciowy budzi się w nas, gdy spoglądamy w przepaść: Tak łatwo można spaść, dość jeden krok zrobić i można się zabić, straszliwie się zabić! Ta możliwość wywołuje podrażnienie i pewien silny ruch umysłowy, domagający się na ślepo zrealizowania, ciało chce naśladować wyobrażenie, chociaż to wyobrażenie jest tylko częścią myśli a nie całą myślą, bo wszakże ów morderczy akt wyobraźni odbywa się w trybie przypuszczającym, otoczony jest przez „nie“. Otóż jak przy zawrocie głowy ciało realizuje akt wyobraźni, tak samo przy paradoksie umysł realizuje sprzeczność i nasyca ją ex post li tylko nastrojem prawdy, pożyczonym od innych prawd.
    Podobny błąd myślowy a w następstwie i „sercowy“ popełniła jakaś piękna dama, która porzuciła swego pięknego męża i zakochała się w brzydkim murzynie. (Naturalnie ta przyczyna w rzeczywistości mogła być tylko jednem z włókien kompleksu, podpórką jakichś innych motywów.) Być może, że tej pani zdawało się nawet, iż na tym nonsensie, który ona popełnić zamierza, ujawnia się świetnie potęga miłości; więc dla dogodzenia konstrukcyi, dla zaokrąglenia planu pojmowania, postąpiła tak jak Angelika (str. 350. w. 30.)? Mało kto wie, ile intellektualnego pierwiastku, ile szachrajstwa lub pomyłek umysłowych tkwi w tzw. żywiołowych zdarzeniach. — Pod suggestyą paradoksu znajduje się zapewne i ów poeta, który twierdzi, że po Mickiewiczu, Słowackim i Krasińskim poeci polscy nie maja już nic do roboty. Działa w nim jednak także topielcza złośliwość tej treści, że nie tylko on ale i inni koledzy apollińscy muszą się ugiąć pod ciężarem takiego przeznaczenia, a on jest przynajmniej w tem od nich wyższy, że poznaje swój los; o tę wyższość nawet chodzi tu przedewszystkiem, bo w głębi duszy poeta ów właściwie w to swoje paradoksalne twierdzenie nie wierzy i wie, że i publiczność na seryo jej nie weźmie. — Jeszcze w gimnazyum odczuwałem paradoksalność historyi o węźle gordyjskim; cóż bowiem za bohaterstwo, jakaż energia ma się okazywać w tem, że Aleksander Wielki węzeł ten rozciął a nie rozwiązał? Takich Aleksandrów jest podostatkiem, a ja chłoszczę ich właśnie teraz, właśnie tym tu ustępem, jednym z najpożyteczniejszych w całej „Pałubie“.
    Ale nie idzie tylko o paradoks, bo wogóle każde zestawienie w wyobraźni, wywołujące silniejszy, niespodziany ruch umysłowy, lubi kraść dla siebie atmosferkę po- jęcia przyczynowości i stroić się w nią. Są więc dowody z porównania, z aforyzmu, z wyobraźni, z rymu, z okropności, z dziwaczności itd. Weźmy dowody z porównania (symetryczności). (Hebbel mówi: Porównania mają siłę nie tylko objaśniającą ale i udowadniającą). Taki dowód powstanie, gdy np. napiszę, że ten a ten dekadent-alkoholista ma styl zygzakowaty, pijany, zataczający się. Nb. możnaby temu powiedzeniu nadać dodatkowo racyę, wykręcając rzecz tak, że kto dużo pije, ten cierpi na stałe zamroczenie umysłu, a wskutek tego i styl jego jest niejako pijany, — ale to już będzie doszukiwanie motywów. — Taki sam krytyk, który się zdobył na powyższe „trafne“ i „piękne“ powiedzenie, mógłby w ten sposób odezwać się o „Pałubie“: zwyczajem jest, że gdy się buduje dom, stawia się rusztowanie, ale gdy już dom skończony, wtedy się rusztowanie burzy, ty zaś autorze dajesz nam i dom i rusztowanie — poco? co nas twoje rusztowanie obchodzi? naco nam wiedzieć, co ty sobie o czemś tam myślisz! my chcemy tylko domu, my chcemy arcydzieła, wrażeń estetycznych, a to — to nie jest sztuka... — Jeden z moich znajomych, w którym kochała się brzydka panna, udowadniał jej w listach, że jej zewnętrzna brzydota stoi w związku a nawet jest dowodem jej brzydoty duchowej. — Baby wiejskie, chcąc leczyć niemoc męską, szukają pewnej rośliny, której korzenie kształtem są do mąd podobne. — Indyanie jedzą serce walecznego wroga, aby posiąść jego odwagę. Pewien obłąkany, który miał niejasne poczucie swej choroby, zabijał swych towarzyszy w szpitalu i jadł ich mózgi, mniemając, że w ten sposób wzmoże swoją intelligencyę i odzyska zdrowie.
    Dwa ostatnie przykłady zaczerpnięte są z dzieła H. Stracka pt. „Krew w wierze i przesądach ludzkości“.Z obfitego materyału przykładowego, zawartego w tem dziele, nasuwa mi się ten wniosek, że wszędzie i zawsze ludzie niewykształceni pozostawali pod suggestyą myśli, iż różne części i wydzieliny ciała ludzkiego posiadają moc jużto leczniczą jużto czarodziejską, a ta suggestya była jeszcze silniejsza, gdy celem pozyskania tych rzekomo nadprzyrodzonych środków trzeba się było uciekać do czynności okrutnych, wstrętnych, nienaturalnych, uroczystych lub dziwacznych (obwarowanych np. pewnymi terminami lub szczegółami). — A więc chwytają w czary krew tryskającą z kadłuba ściętego skazańca, kąpią się w krwi niemowląt lub dziewic, którą uważają za środek kosmetyczny, zakopują kości ludzkie pod fundamentami domu, z tłuszczu trupów sporządzają świece złodziejskie, przy których świetle rzekomo nikt w okradanym domu ruszyć się nie może, uciętym palcem trupa pukają w ząb bolący, mielą zęby trupów i tak uzyskany proszek sypią do tabaki swych wrogów. Ręka trupa 5-letniego dziecka ma otwierać wszystkie zamki; krew kota, zrzuconego z wieży w środę drugiego tygodnia postu, leczy wiele chorób; proszek z dwóch żab suszonych, zmieszany z czerwonem winem i krwią ludzką, tamuje krew; chory na wodną puchlinę puszcza sobie krew z prawego ramienia, zamyka ją w skorupie wysączonego jaja i zakopuje to w gnoju; dziewczyna pluje potajemnie w kufel swego narzeczonego, by sobie zapewnić jego miłość; morderca zjada wątroby swych ofiar w przekonaniu, że w ten sposób zabezpieczy się od wyrzutów sumienia; chłopi, chorzy na przypadłości weneryczne, dopuszczają się zbrodni przeciw moralności na nieletnich dziewczętach, aby się uleczyć; pewien rosyjski żołnierz rozkazuje swemu towarzyszowi, by go zabił, krwią pokropił miejsce, w którem miał być jakiśskarb ukryty, a potem kopał za skarbem: wtedy znajdzie obok złota i żelazną sztabkę, którą go znowu wskrzesi do życia; inny fantasta morduje ciężarne kobiety i zjada serca nieurodzonych niemowląt, wierząc, że gdy 9 takich serc skonsumuje, urosną mu skrzydła i będzie mógł latać w powietrzu. — Zwykle czytelnik, gdy czyta takie przykłady, zwraca uwagę tylko na ich sensacyjną, anegdotyczną stronę, która go interesuje, przyciąga i odpycha lub mierzi zarazem, nasyciwszy zaś swą pierwszą ciekawość, ciekawość brutalną, dalej już o nich nie myśli. Mało kto zauważy, że we wszystkich owych przykładach zaznaczają się rudymenta jakiejś logiki, co prawda gwałtownej, pełnej skoków fantastycznych, tworzącej dowody z okropności i dziwaczności. Ale już w przykładach, które zaraz przytoczę, logika ta podnosi się na wyższy stopień i staje niejako na dwóch nogach, szukając podobieństw i symbolów, próbując nawet korzystać z poszlak fizyologicznych. Więc rany, wrzody, piegi, brodawki, miejsca sparaliżowane, gładzi się lewą ręką zmarłego, w przekonaniu, że i one umrą (jakby ta ręka posiadała w sobie siłę zabijającą, jakiś fluid śmiertelny). W Dalmacyi zawierają mężczyźni przyjaźń z sobą w ten sposób, że puszczają sobie z palców krew i wzajemnie ją sobie wysysają. W siedmiogrodzkiej Saksonii mężatki chcąc sobie zapewnić wierność mężów, zakopują włosy trupa i własne menses w miejscu, gdzie mąż zwykł pozbywać się moczu. Symboliczną logiką kierował się pewien chłop bawarski, który przed 7 laty wykopał trupa świeżo zmarłego dziecięcia i wyjął mu jedno oko, wierząc, że odtąd będzie mógł wszędzie chodzić niewidzialnie i wszystkich okradać. (Oko trupie — oczy ludzi żywych — niewidzialność).Dobijanie się o krzesło nieszczęśliwego gracza-samobójcy w Monte Carlo polega już na paradoksie.
    Głęboka wiara ludzi w skuteczność tego rodzaju dziwacznych środków, wiara tak zakorzeniona, że przeszła nawet do poważnych książek lekarskich, każe przypuszczać, że ma się tu do czynienia z pewnościami, zamienionemi w wewnętrzne hallucynacye. Ale jeżeli w powyższych wypadkach błędy myślowe są dla nas naocznymi dlatego, że to są fakty krwawe i straszne, nie zważa się na mnóstwo takich samych błędów myślowych, które mają skutki niekrwawe, ba nawet piękne i poetyczne (np. palingeneza), a stanowią do dziś repertuar wielu nawet wykształconych umysłów. Bo czy Huron zjada serce odważnego misyonarza, czy sławny krytyk wywodzi zygzakowatość czyjegoś stylu ze skłonności autora do alkoholu, — schemat psychologiczny myślenia jest ten sam.