Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/180

Ta strona została przepisana.

czego dążyli współcześni działacze, a tem, co jego dotąd zajmowało. Wszystko tu było trudne, ciężkie, nieobliczalne, a w praktyce koszlawe, pospolite i nudne. Wreszcie pozycya majątkowa, zaciekłość w paradoksach, stosunki towarzyskie i ciążenie ku życiu wygodnemu, pełnemu tylko pozornej pracy, wprowadziły go do obozu konserwatywnego. Bo wynosząc czyn i siłę na tron w przeciwieństwie do nieproduktywnej myśli, zwalono wówczas osiwiałe bożki rewolucyjne: równość i wolność, a z rupieci wyszukano sobie i zrehabilitowano ideę czystej rasy, ideę arystokratyzmu[1], jako reprezentanta siły. Od teoryi Nietzschego szły coraz szersze koła współśrodkowe, myśli jego kierował każdy na swój młyn, przekręcał, a to, co dostawało się do Strumieńskiego, przeszło już przez kilkanaście głów. Wprawdzie przeszkadzało mu to, że sam nie był potomkiem szlachetnego rodu ani nawet bękartem, no ale o tem już ludzie zapomnieli, zresztą mógł siebie uważać za jeden z tych świeżych soków, którymi się zasila stara dobra rasa. Wskutek tych zapatrywań Strumieński traktował arystokratyzm podobnie jak Maryusze: nalewał go do naczynia, z którego on się już dawno wylał. Nie robił wprawdzie głupstw: nie przylepiał swego herbu na liberyi stangretów, nie mówił po francusku z żoną i dziećmi, ani nie gromadził portretów ni oręży pradziadów. Ale zato np. w stosunku do służby naśladował na małą skalę feudalnego pana, dając jej w miarę zasług domki i małe grunta; w mowie swojej starał się unikać wyrażeń szorstkich i prostackich, owszem udawał, że jest lakonicznym i że nigdy się nie gniewa, grał jednak często rolę nieobliczalnego tyrana; zachowywał uprzejmą wyższość w stosunkach z sąsiadami dorobkiewiczami, — jednem słowem robił

  1. Ciekawe to, że np. na str. 54. występuje arystokratyzm jako słabość, u Strumieńskiego zaś mamy wahania: chcąc dostosować się do szablonu zdrowotnego, uważa, że zdegenerowanie Strumieńskich może się przerzuciło na niego (str. 170. w. 12.), potem zaś uważa tę samą rodzinę za dobrą starą rasę (str. 172. w. 19.). W jednym i drugim razie zawadza mu to, że nie jest ich synem.