Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/187

Ta strona została przepisana.

zdarzyło się, że stryj od czasu do czasu spełnił coś dobrego, to właśnie kupował sobie tym sposobem prawo do rubaszności i do złego. — Te „proste“ natury zawierają w sobie więcej skrytek, niż się zwykle przypuszcza; jużby się też zdało zrobić raz z niemi porządek!
Że i Ola, o tyle, o ile jej wypadało, należała do obozu stryja, tłómaczy się także tem, że lubiła go bardzo od dziecka, on zaś, wyzyskując to, niby ochraniał ją przed Strumieńskim, pytał: „Jak się ten pachołek z tobą obchodzi?“, udzielał jej rad i wskazówek, z któremi Ola kryła się przed mężem ostentacyjnie. Był to odwet za to, że Strumieński czasem dawał jej uczuć, iż uważa ją tylko za swą metresę, co znowu z jego strony było odwetem za jej twierdzenie, że jest żoną a nie kochanką, za jej lgnięcie do stryja, wreszcie za to, że Ola zdawała się zupełnie nie troszczyć o jego konserwatywno-arystokratyczną zmianę frontu i uważała go po dawnemu tylko za eksplebejusza (coś nowego nie łatwo przyjmował jej umysł). Nieuwaga Oli w tym względzie bolała go tem bardziej, że uważał ją za instynktowną znawczynię wytworności, cenił jej smak i takt; Strumieński bowiem jak wiadomo był przystępny dla wielu przesądów. Raz przyszło między nimi do kłótni — z tego powodu, lecz nb. z innej okazyi. Strumieński czując się bezsilnym, z udanym spokojem rzucił na ziemię wazę japońską, którą Ola niedawno kupiła w Warszawie, na to zaś Ola porwała naprawiony dopiero co przezeń zegar antyk i potłukła go, a przytem oblała męża szczerym potokiem mimowiednych szczerości („naturlautów“), przeważnie obelg używanych przez stryja. Strumieński zauważył, że nieraz jeszcze będzie wazy rozbijał, aby się prawdy dowiedzieć, ale że obelgi Oli wcale nie były