Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/19

Ta strona została przepisana.
II.

K
Kiedy się nazajutrz z Maryą znowu zobaczyłem, czułem nieświadomie, że czar pierwszy prysł! Przyczyniło się do tego zwłaszcza jej dziwne zachowanie się. Dała się całować bez ceremonii, a mówiła przytem rzeczy tak niezrozumiałe i dwuznaczne, że po pewnym czasie musiałem ją spytać o wytłómaczenie. Zmieszała się, mówiąc, że żartuję, potem patrzyła na mnie długo i nic nie mówiąc odeszła. Tym razem nie goniłem jej, zostawiając ją losowi. To poskutkowało. Hardość jej została złamana i Marya przyszła sama do mnie, prosząc o wysłuchanie, pokornie, ze spuszczonemi oczyma. Kazałem jej opowiadać. Historya Maryi Dunin wyglądała mi na bajkę z „Tysiąca i jednej nocy“, zdawało mi się chwilami, że ona drwi ze mnie. Lecz ton jej głosu przyciszony, głęboki, a często łkający, przekonał mnie, że tak nie jest. Opowiadanie jej zainteresuje bezsprzecznie każdego. Aby uniknąć chaotycznych wyrażeń mojej kochanki, opowiem sam wszystko.
Marya Dunin prowadziła od paru lat życie pełne sennych widziadeł. Dzień dla niej prawie nie istniał, a wszystko, co w nim było, miało dla niej tak małe znaczenie, że często zapominała dziś to, co się stało wczoraj, i ktoś niepobłażliwy, mógłby ją nazwać — przepraszam za niesmaczne wyrażenie — głupkowatą. To, że wypadki jednego dnia łączą się z wypadkami dnia następnego, że zasnąwszy dziś na jakiemś miejscu, budzimy się jutro w tem samem miejscu i wśród tych samych stosunków, — ta podstawa rzeczywistości była dla niej bagatelką. Hm! dziwna jakaś atrofia. A przecież noc czemże jest? mrowiskiem snów i marzeń, które