Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/212

Ta strona została przepisana.

rani i ich naśladowcy byli właśnie dopiero teraz nieuznanymi, uciskanymi i prześladowanymi, bo „prąd“ dopiero wtedy zyskiwał tu zwolenników, gdy go już gdzie indziej dostatecznie sprawdzono i wypróbowano, gdy już zagiął swe ostrze i nie był istotnie szkodliwym.
Znamy dawne stanowisko Strumieńskiego wobec współczesnych prądów umysłowych. Otóż jak wówczas, tak i teraz przyłączył się on do rzekomej mniejszości, słuchającej jak trawa rośnie, pociągało go to nawet, żeby być zwolennikiem idei „zapowietrzonych“. Był zelektryzowany. I jak pierwej, tak i teraz przystosowywał idee, wyrzucane na brzeg przez „prądy czasu“, do sprawy Angeliki. Znalazł teraz rehabilitacyę i uprawnienie tego, czego się dawniej w myślach wstydził, co dlań było tylko zastraszającem, niesłychanem, czemś, co trzeba ukryć pod ziemię lub sfałszować, — i odetchnął. Poznawał dalsze dzielnice swego charakteru tak, jakby rozszerzał swój majątek, lub odkrył w nim kopalnię.
Nie odrazu odbyła się w nim ta zmiana. Wszakże czuł, że nowe rzeczy, do których lgnął, są poniekąd w sprzeczności z poglądami, które dopiero niedawno na sobie wymusił. Właściwie nowa jego ewolucya nie była dokładną, symetryczną recydywą, bo kiedy wówczas „wypędzał swą naturę“, działo się to na tle antagonizmu „czynu“ z „myślą“, Hamleta z Fortinbrasem, neurastenii ze zdrowiem, teraz zaś przeciwstawieństwo brzmiałoby raczej: filister i dekadent, albo — ponieważ do nazwy dekadenta nikt przyznać się nie chciał: — filister i człowiek subtelny, wyczuwacz, vulgo subtelniaczek, kulturalny Europejczyk o skomplikowanej duszy. — Otóż jakiś czas tolerował Strumieński u siebie i starego i nowego gościa (niepoprzebijane ścianki), odkładał załatwienie tej dwoistości na później, a tymczasem nie walczył