cyę żałoby czyniło do pewnego stopnia przybraną rolą, wytworem dowolnym fantazyi, artyzmem. Tak, i tu dopiero mógł odetchnąć, dopiero jeżeli miłość i uwielbienie (a po cichu: uniżenie, podporządkowanie się) były rolą dobrowolną, mógł myśleć i pisać dalej w tym tonie. Atoli już teraz wplatał czasami lekkie, ale to bardzo lekkie uwagi lub słówka ironiczno-sceptyczne, w hymnie zaznaczał pewien nibyto nieumyślnie objawiający się rozdźwięk między uczuciami kochanka i męża a chwilowo wyzwalającym się objektywnym sądem roztropnego wyższego człowieka; przesadzał nieraz w zachwytach, aby coś niejako samo spadało z góry i rozczarowywało. Równocześnie cel biografii i jej przypuszczalni czytelnicy zmieniali się: raz był to Pawełek, jużto jako młodzieniec, jużto jako dojrzały człowiek, albo było to większe grono ludzi intelligentnych. Stosownie do tego pozował Strumieński tak lub owak, ale ponieważ terminu puszczenia tej biografii w świat ściśle nie oznaczał, był wogóle szczerszym, niż gdyby, dajmy na to, pisał jakąś powieść według utartych wzorów: szczerszym był także dlatego, ponieważ niektórych faktów życiowych bądź co bądź nie można ani obalić ani zastąpić innemi i one same swego biografa najlepiej pilnują.
Te ciche wewnętrzne walki były wypływem pierwiastka destrukcyjnego, pewnej autoanalizy, która leży w rzeczach samych. — drugi cień, który rzucają rzeczy. Już nawet w kierunku dodatnim (str. 211.) znaleźliśmy „nieforemności szczęścia“. Teraz i na innych dziedzinach pokażę interwencyę „pałubicznego pierwiastka“, a niech na razie niewyraźność nazwy sama charakteryzuje niejasne, zduszone, zmącone występowanie tego pierwiastka w duszy Strumieńskiego, zanim w rozdziałach dalszych dokładnie i w sposób niewątpliwy
Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/224
Ta strona została przepisana.