rody, któreby przynajmniej dla niego samego było źródłem trwałych i bezspornych przyjemności, chociażby nauce nie miało przynieść pożytku. Tak z biografii schodził na botanikę, po wytworach sztuki i życia studyował spokojne wytwory natury. Uczył się od Oli i uczył ją wzajemnie. Mieli swoją cieplarnię, inspekty, założyli wspólnemi staraniami park w klinie między rzeką a lasem. Zapomocą botaniki godzili się często podczas utarczek: gdy jaka roślina nieoczekiwanie wydała kwiaty, gdy trzeba było zasłonić inspekta, zanotować temperaturę, wynaleźć szkodnika, dopilnować robót w parku, kupić rzadki okaz itd. Wprawdzie i w tej dziedzinie mieli niektóre odrębne upodobania i to dość charakterystyczne, i tu trafiały się alluzye do stosunków życiowych. Ale na ogół biorąc, bezpłciowe stosunki roślin usposabiały ich pokojowo, nie wzbudzały myśli o moralności lub niemoralności, redukowały miłość i jej nienaturalne czy nadnaturalne zapędy do właściwej miary, do prostoty — tak mówił sobie Strumieński. Innym jednak razem mówił sobie, że jak wśród roślin tak wśród ludzi niema miłości, są tylko prawa natury — i czuł, że tem powiedzeniem mógłby wyzwolić w sobie sferę różnych apetytów.
Takie były fluktuacye w życiu wewnętrznem Strumieńskiego, jego wahania się między obiema kobietami, z których jedna była za daleko fizycznie, druga za daleko psychicznie, obie więc zostawiały w nim próżnię. Wpływ owych fluktuacyi zaznaczył się także w recydywach to tych to owych zakresów jego przekonań. I tak w różnych chwilach i fazach życie jego różne mu się wydawało: raz jako zmarnowane i zwichnięte wyjątkowością, to znowu jako błyszczące i specyalne, lub wreszcie sądził, że jedno z drugiem się zgadza i może
Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/265
Ta strona została przepisana.