rzyć świat dla siebie, odrębny, podobniejszy do swego wnętrza itd. — jechał na analogiach i filozofował.
Ale projekt budowy pałacu[1] wyrósł z innych motywów, przypadkowych. Było wówczas hasłem powszechnem rozwijać przemysł i stryj Maryusz wraz ze Strumieńskim, pobawiwszy się trochę torfem, zamierzyli postawić cukrownię. Poczyniono do tego niektóre przygotowania, uruchomiono fundusze, ale potem wyłoniły się różne trudności gospodarskie, obawa przed stworzeniem gniazda socyalizmu w okolicy itp. i projekt spełzł na niczem. Może i dlatego, że Maryusz, dusza przedsiębiorstwa, rozchorował się i wkrótce umarł. Śmierć jego wróciła Strumieńskiemu swobodę, gdyż nad młodym Maryuszem łatwo zapanował i ugiął go pod swoje rozkazy. Teraz w sprawach praktycznych i gospodarskich uwolniony był od złośliwej kontroli i krytyki, mógł strzelać bąki, jakie mu się żywnie podobało.
Zdarzyło się, że już po ukończeniu budowy kościoła ksiądz Huk, Strumieński i pewien młody architekt, który właśnie ów kościół wybudował, rozmawiali z sobą na probostwie. Strumieński powiedział żartem, że w kontraście do kościoła wybudowałby sobie pałac świecki dla swoich potomków (powiedział na prawdę „potomków“). Znalazł był w papierach Angeliki szkic takiego pałacu, uważał za swój obowiązek kiedyś może urzeczywistnić go, ale zresztą bawił się tylko tą myślą i dopiero teraz ją wypowiedział. Sam skierował przytem rozmowę na króla Ludwika bawarskiego i jego pałace, bo ten wzór właśnie majaczył mu w fantazyi. Architekt podchwycił to, udał, że się przejmuje myślami Strumieńskiego, bo miał w tem znowu swoje specyalne cele, i tak z projektu na żart wyłonił się zamiar na seryo.
Technika wypadków jest taka, że właściwych de-
- ↑ Tu np. naśladuję ton pamiętnikarskiego referatu o czemś, co piszącemu tak dokładnie rysuje się przed pamięcią, że zapomina na chwilę, iż słuchający właściwie o tym szczególe (o pałacu) nic jeszcze nie słyszał. Tej sztuczki używam zresztą tylko dla zillustrowania sprawy, poruszonej we wstępie do rozdz. X. str. 198.