kich fantastycznych pałaców — we własnej — a jeżeli nie we własnej, to w cudzych głowach.
Więc Pawełek jako nowe medyum. Czar i „poezyę“ tych scen muszę zostawić à discretion czytelnika. Było to dziecinne i wzniosłe, głupie i rozumne. Nie lubię takich epizodów poetycznie wyzyskiwać, i tam, gdzie kto inny może na mojem miejscu roztoczyłby wachlarz stylu, ja poprzestaję na napisaniu: itd. Tak samo przeskakiwałem wszystkie poetyczne ustępy w historyi porozumienia Strumieńskiego z Angeliką. A zresztą na czemże właściwie polega „poezya“ (ten cudzysłów nie ma wcale ubliżającej intencyi) takich zakątków życia? Może na tem, że i tu są punkty wstydliwe i ukryte części pałubiczne, ale wyjątkowa łatwość ich przezwyciężania wywiera taki urok, jakby chwilowe zawieszenie prawa ciężkości. — Jak np. Strumieński opowiadał Pawełkowi o Angelice nawet rzeczy tak piękne i mądre, że chłopak ich zrozumieć nie mógł. Zwykle jednak przerabiał Strumieński osobno dla niego historyę Angeliki, w czem wspomagało go to, że Pawełek słyszał już dawniej od domowników — z tymi dzieci bywają czasem poufalsze niż z rodzicami — legendy o Angelice i o jej kaplicy, chociaż nic o tem ojcu nie mówił. — Jak potem sam Strumieński nie odczuwał już w Angelice kochanki, ale wczuwając się w tok myśli syna, poddawał się macierzyńskiemu niemal oddziaływaniu tej postaci. Było to wspólnictwo ekstaz, spisek, nowa tajemnica pod pozorem wychowania — i Strumieński, jak kiedyś zaznał prawdziwych rozkoszy miłości, tak teraz stworzył sobie dostosowane do nich, jedyne w swoim rodzaju rozkosze ojcowskie — a to wszystko pod pretekstem (początkowo przynajmniej) wypalenia piętna na pierwszej epoce umysłowego życia Pawełka.
Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/281
Ta strona została przepisana.