niecała ją do tego nie tyle zazdrość żony lub matki, ile jakaś zazdrość wogóle, jakaś chęć wywarcia na nim swej złości, która wszakże w jednej chwili mogła się przełamać w żal, oburzenie, sympatyę itd.
Była pewna, że Pawełek ojca o wszystkiem powiadomił, i czekała, rychło mąż przyjdzie i zacznie się przed nią usprawiedliwiać, tłómaczyć. Będzie zakłopotany, ona zaś wystąpi — głównie jako matka Pawełka, na zazdrość żony była za dumną. Wprawdzie bowiem tolerowała konszachty Strumieńskiego z Pawełkiem, ale ta tolerancya nie była niczem stałem, była tylko milczącą umową, którą teraz mogła zerwać, zwłaszcza że nadarzała jej się taka pyszna do tego sposobność.
Ale Strumieński jakoś nie przychodził — zaczęła się niecierpliwić. Powiedziała sobie: Nie przychodzi, bo nie wie, co teraz zrobić, szuka wykrętu, boi się. To podniecało jej odwagę. Była przygotowana przerwać jego tłómaczenie się słowy: Nie trzeba, obejdzie się, nie chcę tego słuchać — lub czemś w tym guście. Lecz gdy nie nadchodził, prosiła go w duchu: przyjdźże, a ja cię złaję. — Wszedł Strumieński, ale całkiem nie taki, jakim go oczekiwała: swobodny, bez śladu zakłopotania. Bezczelny! pomyślała, nie wiedząc, że Strumieński o niczem nie wie. Zaczął jej mówić o zaręczynach Gasztolda, co ją mocno zajęło, tak że wyszła z nastroju oburzenia i potem już nie mogła go znaleść, tem bardziej, że musiała się nieco wstydzić swego zbyt skwapliwego zainteresowania się Gasztoldem, a wzmianka o Gasztoldzie przybliżała jej wspomnienie warszawskiej kompromitacyi, i... pewnych niefortunnych nadziei romansowych. Pocieszała się zrazu myślą, że Strumieński chce ją tylko zaszachować, ale po opowiedzianych faktach poznała, że tak nie jest, że Gasztold zaręczył się istotnie. Zapanowała je-
Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/291
Ta strona została przepisana.