Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/299

Ta strona została przepisana.
XVI. Próba próby.

G
Gdy Ola obudziła się nazajutrz po niespokojnych snach, poranek nie rozwiał jej nastroju, bo mąż zawsze jeszcze nie zbliżał się do niej, kręcił się gdzieś... Wtem ogrodnik wręczył jej bukiet róż od pana. Był to dar częsty i stereotypowy, tym razem jednak widziała w nim znak, że on ją przecież kocha.
Stało się wkrótce coś, co ją w odegraniu przeczutej roli ubiegło, i — czy może nadało energię ruchową ukrytym czynnikom? Takby się to nazywało, ale w każdej sytuacyi drzemie tysiąc czynników gotowych do zapłodnienia i rozwoju to tak to owak. Nie nastąpiło więc coś, co „koniecznie“ tak być musiało — na wzór dramatów naśladujących Sofoklesa — chyba że mówimy o tej wspólnej wszystkiemu konieczności, tak wspólnej, że już nie jest koniecznością, bo znosi się we wszechświecie. Ot przyszły nowe fakta i sprawa — skrystalizowała się? wybuchła? zagmatwała się? Powiedzmy, naśmiewając się z autora: spałubiła się.
Idzie o wizytę dwojga dość ekscentrycznych gości, którzy na pięknych koniach zajechali przed dwór Strumieńskich. Mężczyzna, przyjaciel młodego Truskawskiego, pan Jelonek, nie był tak głupim, za jakiego powszechnie go uważano z powodu, że puszczał pieniądze, nosił perukę i udawał człowieka wiecznie podróżującego. Kobieta była dawniej aktorką w jednem z większych miast rosyjskich, gdzie przetłómaczyła jakiś lichy dramat historyczno-społeczny, potem nauczyła się emancypacyi na jakimś zagranicznym uniwersytecie, teraz zaś udawała osobę politycznie podejrzaną, udając, że pozornie bada