Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/308

Ta strona została przepisana.

Szli teraz wszyscy czworo po raz drugi tego dnia ku budującemu się pałacowi: był bowiem projekt, że Jelonek z najwyższego szczytu już ukończonej części pałacu odfotografuje cały krajobraz. Co w tym krajobrazie było ładnego lub nadzwyczajnego, na toby Jelonek sam nie mógł dać odpowiedzi. Aha — mówił między innemi: Co za pyszny szlachecki dworek! Gdy tak szli, obskoczyły ich dzieci, Pawełek narzucił się na przewodnika. Strumieński szedł za nimi z Berestajką i z okazyi rozmowy o krajobrazach zapytał ją, czy widziała kiedy krajobraz podmorski. Ona pojętnie nie zdziwiła się, że on już drugi raz dzisiaj o tem mówi jakby na nowo, i odrzekła: Nie. — A to ja pokazałbym pani doskonałe rzeczy w tym genre. Mam tu swoją galeryę obrazów — ot tam — ale jej teraz nie pokazuję, bo tam wszystko poprzewracane do góry nogami. — Ola zdziwiła się niezmiernie i zarumieniła. Jakto, onby chciał...? A już myślała, że z tego nic nie będzie! Ale przecież tam, właśnie tam; nie, to być nie może! Teraz już nic nie pojmowała, zaczęła już prawie wszystko widzieć tak jak Jelonek, tj. nie domyślać się niczego.
Wtem ujrzeli na gościńcu Agatkę, która pocałowawszy wszystkich w ręce, powiedziała, że pierścionka nie znalazła. — No to przegrałem zakład i muszę dać pani przyobiecaną muszlę. (Wykręt ten przyszedł mu na myśl wskutek przypomnienia, że miał wynagrodzić Agatkę). Państwo sobie tu zostańcie, fotografujcie, a my tam pójdziemy. — Jakie muszle? spytała Ola — muszle są we dworze, i jakże to pani z sobą weźmie. — Mam ich kilka jeszcze w mojem muzeum, a przytem chcę pokazać naszemu gościowi ten krajobraz Angeliki, wiesz Olu, podmorski, bośmy dziś mówili raz o tem, zwiedzając Organy — rzekł bezczelnie Strumieński. —