wonemi wstążkami, jak się pokazało, podarował mu dopiero co Pawełek i to dało powód do złudy.
Ta omyłka jednak nie uspokoiła Strumieńskiego, lecz owszem wzmogła w nim przykry stan niepewności. Nie chcąc myśleć o sobie, myślał o Pawełku, lecz i tu cofnął się. Dawniej, będąc w takiem usposobieniu, pędził zawsze na pewien utarty, w górę, pod niebo wznoszący się szlak marzeń, teraz zawracał z drogi wyuczone myśli. Coś się zaczęło mścić na nim, zagmatwało mu się tam, jakby się „dusza“ nabawiła niestrawności. Kiedy doszedł do domu, był już wieczór: księżyc wypłynął na niebo, zawiesił się tuż nad cmentarzem i otoczył go romantyczną aureolą zimnego światła, pochodzącego raczej... jakby... z promieniowania fosforu zawartego w kościach gnijących w ziemi trupów — ale cóż to szkodziło. Pogrążonemu w tym widoku Strumieńskiemu przypomniało się nagle, że na jednym nagrobku zostawił datę i napis. I to w miejscu tak wyraźnem, tak na pierwszy rzut oka widocznem! Ktokolwiekbądź (miał niejasno na myśli Olę) może go tam odczytać, i co sobie pomyśli? Poco było tej manifestacyi z napisem? Żałował jej. Należało tam wrócić i wymazać ów napis kawałkiem kredy, choćby mu się to naprawianie swej zuchwałości miało wydawać dziecinnem i niedorzecznem. Nic przecież nie stało na przeszkodzie, żeby tam wrócił, choćby i dziś jeszcze, choćby zaraz, zanim — et. Czyżby mu się... tylko nie chciało? Powietrze było ciepłe, ogólnicy wracali z pól, tam gdzieś śpiewali czy śpiewały — byłaby to więc czynność, nie mająca w sobie nic nadzwyczajnego. I widział wciąż w duchu siebie, jak pochylony lub klęczący przed nagrobkiem wymazuje litery, a to wyobrażenie tak natrętnie go podpędzało, że stawiał kroki, jakby szedł naprzeciw wiatru, wracał do domu.
Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/316
Ta strona została przepisana.