Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/318

Ta strona została przepisana.

co on dla niej poświęcił. Pasmo — przecięte trochę brudnym nożem. Ale zato też, chociaż była autorką sztuki, grywanej przez jakiś tam teatr, użył jej tak, jakby była wiejską Magdą lub Kaśką. Tak, użył jej — sobie, nie jej. Więc... zdradził?? To przemknęło tylko. Im bardziej nurtował w nim gniew, tem silniej wmyślał ów piękny proceder ze wszystkimi szczegółami na to miejsce przed nieoświetloną szybą, ukryte wśród ścian mauzoleum, — jakby wywierał przez to na kimś akt zemsty. Zemsty za ten cały niewyraźny, ale niezadowalający go związek faktów, który możnaby przypisać duchom, gdyby owe fakta były zakrojone bardziej na miarę Fidyasza.
Gdyby się nie wstydził (czegoś w sobie), mógłby z tego przygnębiającego a właściwie całkiem niepotrzebnego rozgardyaszu myśli wycofać się tak, jak się przechodzi z jednego pokoju do drugiego — zaraz teraz. Czuł tę możliwość, która się doń zalotnie uśmiechała. Ale wtedy musiałby skasować epizod „Angelika“, przyczepiony teraz do niego tak jakby z tyłu, bo nań nie patrzał, więc kopnąć to, dla czego powinien był żywić pietyzm. Ona była taka piękna, — taka — ale o niej teraz nie myślmy. Stało się, skończyło się. On nie skończył, tylko ono się skończyło. Ale może się nie skończyło, może ono chce jeszcze... Na szczęście nie było to trudnem, bo o zdradzie tylko on jeden wiedział, sprawa ta stawała się nawet obfitą, urozmaiconą, serce i mózg mogły pracować...
Spacerował po ogrodzie wzdłuż dworu tam i napowrót. Wtem Pawełek, któremu nadchodzący wieczór przypomniał jego wycieczki, przybiegł do ojca a przyjęty dobrze przez niego, złamał zaraz swe postanowienie i opowiedział, co mu się wczoraj przytrafiło. Wiadomość ta mocno przeraziła Strumieńskiego, ukłuła go boleśnie