Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/319

Ta strona została przepisana.

i jeszcze bardziej skomplikowała jego myśli. Co Ola sobie z tego powodu wysnuła, jak sobie to wytłómaczyła? Czy jej to zaimponowało? Zapewnie nie. Uczuł się wypartym ze swego dawnego posterunku z dwóch stron. Najprzód był zły na Olę, że podglądnęła, wkradła się w jego tajemnicę, drogą (widzieliśmy dopiero jak) tajemnicę, profanując (a on?!) ją swojem wiedzeniem o niej. A z tym żalem współdrgał inny, cień tamtego żalu: że nie mógł teraz samotnie i swobodnie oddać się swoim nowym perypetyom, pieścić się skruchą lub cynizmem, miał świadków, kontrolę nieprzyjemną. I napłynął weń czar, jaki miały i mogłyby mieć teraz wrażenia psychiczne z tego dawnego źródła, a żal za tem, coby mógł teraz przebywać, gdyby nie świadek, wzbudził w nim żal za tem, co utracił (?) niepowrotnie. (Dlaczego koniecznie „niepowrotnie“?) Był jak samobójca, który zadawszy sobie cios rozpacza za światłem dnia i wynajduje w nim nowe, nieznane mu jeszcze rozkosze. Ale nawet i ten żal nie był czysty, szczery — to było tylko łakomstwo, chciałby mieć i to, i tamto.
Ktoś przebiegł obok niego — jakaś postać po domowemu ubrana. Była to Ola. Rzucając miłe pozdrowienie, podała mu czterolistną koniczynę, blagując: Po myśl sobie, znalazłam to, po raz pierwszy w życiu.
I szybko weszła do domu. Strumieński przystanął. W słowach Oli było coś, co go tknęło, a jej zachowanie się wydało mu się podejrzanem. Przypomniał sobie zwłaszcza jedną chwilę dzisiejszego dnia: jak podczas umizgów do Berestajki naraz spotkał wzrok Oli, uparcie weń utkwiony, jakby patrzała nań przedtem wciąż bez poruszania powiek; skrzyżowawszy się jednak z jego spojrzeniem, natychmiast odwróciła swe oczy w inną stronę (może miała w nich łzy?). Zanotował to sobie wów-