rychło więc pokazywanie zmieniło się w akcye. I oto Strumieński znalazł się na dnie zielonego morza, w którem w górę i w dół pływały wstrętne, potworne ryby z głowami ludzkiemi. Ryby gadały do siebie i śpiewały, a jedna z nich z głową brodatego żyda (dlaczego nie Angeliki?) ścigała go, on uciekał po dnie, potykając się o swoje muszle, ale coś odrywało go od dna, i podnosiło w górę do owej ryby. W przerażeniu obudził się, lecz jego trwoga przed potworami nocy trwała dalej; nie mógł ani rusz stać się sobą i wyzwolić się. Wtem usłyszał w pokoju jakby blizki szelest i tłumiony oddech: ktoś był naokoło niego w ciemności, zbliżał się nieuchronnie, skradał się, by śmiertelny cios zadać. Serce mu bić przestało, a pod kołdrą spotniał cały. Jakaś wyniosła postać jakby się wynurzyła z pod ziemi i zaczęła się nad nim pochylać. Nagle wyskoczył z łóżka i wydawszy krótki okrzyk trwogi, chwycił ją za gardło, obalił na ziemię i dusił z całej siły. Ale wtedy poczuł pod dłońmi jakieś ciepłe ciało i długie włosy, na dłoniach ręce usiłujące go odepchnąć, usłyszał skarżący się jęk kobiecy i ocknął się. „Kto tu?“ krzyknął.
— To ja, nie zabijaj mnie — odrzekł głos; była to Ola. Strumieński oprzytomniał zupełnie, podniósł żonę, która sama wstać nie mogła, i złożył ją na łóżku. Potem zapalił świecę i oświecił jej twarz: była blada, chwytała oddech szeroko, oczy miała przymknięte, zdawała się nieprzytomną. Zaczął ją całować gorąco i mówił: „Nie bój się, nie, to ja przez sen tylko, co ci jest najdroższa, Olu, Oleńko, Oleczko, żono moja, matusiu prześliczna, ptaszku złoty, zbudź się, powiedz choć słówko do mnie, nie gniewaj się moja perło, mój brylancie, moje wszystko na świecie, mój aniele — prawda, że ci już nic nie jest? nio, nio, otwórz twoje oczęta cudowne,
Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/326
Ta strona została przepisana.