Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/330

Ta strona została przepisana.

czas nie chciałam być taką, jak Elza Lohengrina, ale teraz czuje, że ona miała słuszność. Wiesz, ja nigdy tego nie mogłam zrozumieć. (Powtarzała to, co Strumieński jej swego czasu mówił jako swoje, ale Strumieński mile widział teraz ten plagiacik.) — Zaśmiał się, siadł koło niej: E nie, nic nadzwyczajnego, tylko że nie zrobisz żadnego użytku z tego, zachowasz się, jakby nigdy nic. — Przyrzekam, przysięgam, co zechcesz, ale mów — ja czuję, że ty oddawna coś w sobie dusisz. — Więc dobrze, opowiem ci różne historye, prawdopodobne i nieprawdopodobne, cudowne i pospolite, tylko słuchaj. — Czy mi to tutaj opowiadać będziesz? a która godzina? — Dopiero po 12-tej, nie niecierpliw się, zajmie cię to. — Mów, mów jak zechcesz, ja cię w niczem nie krępuję, cała się w słuch zamieniam. Zaczynamy nowy rozdział pod tytułem: „wyjaśnienia“, nieprawdaż? — Tak, tak moja droga — tu klasnął dłonią o jej dłoń — wyjaśnienia, wykład a potem demonstracye. — O to to widzisz, na to ciekawam. — Oho, trochę cierpliwości moja pani, — weźże mnie ze rękę, ja zbiorę myśli, tylko jak będziesz widziała, że przestaję, że waham się, to ściśnij mnie za rękę.
Siadłszy na krawędzi łóżka, Strumieński zaczął opowiadać to, co miał już oddawna wystylizowane w umyśle, z początku szerzej, potem dał się unosić prądowi opowiadania i przyjemności ustnego określania swych wrażeń i zapatrywań z nich wysnutych. Wnet opuścił szlak utarty, wytknięty swym pamiętnikiem, bo wskutek długich rozmyślań wiele się rzeczy w nim po cichu skupiło, i teraz mówiąc, odkrywał nowe przejścia, których przedtem nie zauważył, nowe tajniki i pogłębienia. Już nie siedział, lecz chodził, mówił w sposób naturalny, nie zważając niemal na żonę, — ale ponieważ sprawa stawała przed jej trybunałem, więc ją osobno na podorę-