Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/337

Ta strona została przepisana.

skawice przebiegły pokój, a za szybą, pojawiła się wielka głowa ludzka, nasycona światłem. — Można jednak stracha odesłać do domu! I uczynił, że znów było ciemno w pokoju, i znowu potem stracha zawołał. Tłómaczył Oli cały mechanizm optyczny. Że rzecz nie polega wcale na jakichś wynalazkach, które mają być dopiero wynalezione, jak cudowności Poego lub Vernego, ale na znanych już fenomenach, na interferencyi światła i na sekretnych farbach profesora Lipmanna, i wcale nie wymaga koncesyi prawdopodobieństwa. Ola nie wiele z tego rozumiała, ale rozumiała przecież tyle, że cudowność nie odgrywa tu żadnej roli, i jej oczekiwania zawiodły ją nieco, zwłaszcza gdy Strumieński kładł nacisk na tę naturalność, tj. tak zwaną sztuczność zjawiska. On to robił z pewnym celem, wprawdzie bowiem zamierzał opowiedzieć jej tu historye ze swojej żałoby, lecz wstydził się, zresztą odkładał to na kiedy indziej, w tej chwili zaś zajmował się figlarnemi myślami, do których popychała go konsekwencya miejsca i okoliczności.
Angelika kąpała się tam i patrzyła mu przenikliwie w oczy, widziała go tu pierwszy raz w tem towarzystwie i zapytywała: Co ty tu robisz? czy już chcesz skończyć ze mną — zabić mnie? A on patrzył jej również w oczy po dawnemu, zuchwale, odpowiadał jej buntowniczo w myślach, i rzekł do Oli: Pocałujmy się tu przed nią, niech widzi. Widzisz nie zadrżała, nie ruszyła się, znowu pocałuj. Cóż ty na to Gela, zrób nam co, rzuć piorun, przerwij naszą miłość! Olu powiedz głośno: przerwij naszą miłość!
Nie powiedziała, przycisnęła się mocniej do męża, raził ją wzrok Angeliki — słowa Strumieńskiego wzbudzały w niej pożądaną suggestyę. Opierając się tej suggestyi rzekła: Kto ten obraz wymyślił, musiał być waryatem.