Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/338

Ta strona została przepisana.

— Mimo to nie potrzebujesz się lękać niczego. Powiedz mi jednak — jak tak patrzysz, co ci przypomina to wychylenie głowy? — Nie wiem, okno chyba. — Mnie ono przypomina głowę po drugiej stronie gilotyny. —
I spojrzał jej poważnie w oczy, lecz jej przyszła do głowy myśl pusta, której się nie mogła oprzeć, i śmiejąc się rzekła: Ja już wiem, co mi to przypomina. Przypomina mi stare przysłowie: modlił się dziad do obrazu, a obraz do niego ani razu — ha! ha! — Gniewasz się. E nie gniewaj się — i zarzuciła mu ręce na szyję.
— Masz słuszność Olu — to to właśnie jest bardzo stosowne. Ja jestem tym dziadem, który się modlił do obrazu, klęczałem przed nim — patrz tak!
Tu muszę znów pohamować niecierpliwość „pięknych czytelniczek“ i dorysować tło psychologiczne, na którem rozgrywała się ta cicha walka charakterów. Jemu szło o pozbycie się Angeliki, ale jak już wspomniałem sama ta decyzya (?) zerwania, żal, uroczystość chwili i jej ważność dla całego życia wywołały w nim na nowo cały nawał wspomnień, mózg jego owinęły fale podziemnej rzeki, wzburzone, spiętrzone. „Chciał“ mieć bodaj tę ostatnią satysfakcyę — dla siebie? dla Geli? — żeby pod jej sztandar ukorzyć Olę, gotów był sprzedać się Oli albo za cenę poddania się jej pod panowanie Angeliki, uznania jej potęgi, albo też — gdyby ona teraz znalazła w swej duszy coś nowego, strasznie cennego, coby mógł przeciwstawić Angelice, coby mu wynagrodziło ten czar, który tam tracił. Do tego mimowoli parła jego natura (typowa jego sytuacya), znajdował się właśnie na tym samym punkcie, na którym już raz był podczas drugiej próby, opisanej w ustępie VII. Chęć pozbycia się Angeliki mieszała się z chęcią ostatniego jej