Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/345

Ta strona została przepisana.

stwo. Więc zwycięstwo Oli? Onaż to sprawiła? Nie — tylko zmysły szły odrębnie swym utartym szlakiem, jako niezbędna oś dzisiejszych perypetyi, i one szczerością swoją wymusiły na Strumieńskim szczere miłosne oddanie się Oli. Nad nimi zaś pochylona była opiekuńcza głowa Angeliki, przesycona światłem, bezrozumnie obojętna, z wyrazem twarzy nie będącym w żadnym związku z tem, co się działo, i szydzącym z wszelkich interpretacyi. —
Wreszcie Strumieński ruchem, mającym w sobie coś aktorskiego, wyzwolił się z objęć Oli a korzystając ze swojej chwilowej zresztą czysto fizyologicznej swobody, zaczął się śmiać głośno i z przymusem, aż sam nie poznawał, co się z nim dzieje. Drwił tym śmiechem z siebie i z Oli, która w głębi duszy rozzłoszczona, bo się całkiem czego innego po swej „ofierze“ spodziewała: wdzięczności, jakichś ostatecznych postanowień, patrzyła na niego wzrokiem mówiącym stereotypowe: czyś oszalał? i znowu wyciągnęła ręce do niego, lecz potem cofnęła się, szepcząc: Ja się ciebie boję!
A na to zagrało w nim coś tryumfalnego i rzekł:
— Może masz słuszność. Kto wie jaka ofiara popłynęła u stóp tego ołtarza. Ten duch żądał mojej krwi — dałem mu ją. (Dwuznacznie, zresztą Strumieński mieszał teraz wszystko).
Aby zaś wydobyć ze sytuacyi resztkę patosu zapomocą tajemnicy, którą miał w zapasie dopiero od paru godzin (str. 323. w. 3. i n.), dodał:
— Bójże się mnie i ty, bo nie wiesz, co cię czeka. Patrz na ten martwy manekin, (tu przypomniało mu się słowo Pawełka) na tę pałubę za tem szkłem, ona ust nie otworzy i nic ci nie powie, jeżeli się to nie przeciśnie samo na moje usta, jak przeżerający wyrzut sumie-