Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/348

Ta strona została przepisana.

kręcił, przedstawiając swoje wyznanie jako zadośćuczynienie za dzisiejszą zdradę.) Ona czuła, że dalsze upokarzanie go nie miałoby celu, chciała zaś, żeby i jej było przyjemnie w pogodzeniu się z nim. Więc rzekła: Ależ ja gniewać się, co mówisz? tylko mi się tak przykro zrobiło, ale należało mi się to za Gasztolda! Więc to ty mi przebacz! przebacz mi! (Znana finta pokrzywdzonych, że robiąc siebie winnymi utrudniają zadośćuczynienie.) — Wyszli z ogrodu furtą na dziedziniec, i skierowali się ku drodze, bo Strumieński rzekł: Chodź, przejdziemy się jeszcze, to pomówimy, pogodzimy się! — Z największą chęcią, ale widzisz, możemy się zaziębić, chodźmy do domu. — Zobaczmy więc tylko nasz pałac! — Ach tak, nasz pałac! rzekła i wsunęła rękę pod ramię Strumieńskiego. Patrząc w tę stronę, oboje myśleli mniej więcej to samo: że mają się tam sprowadzić jako przykładni obywatele, zgodni, nowi, że więc należy się już jakoś załatwić ze swoimi nieprzyjemnościami. — Nieprawdaż, że tam rozpoczniemy nowe życie — Olu? Piotrusiu?
Gdy wracali, Strumieński próbował znowu swego i przyznał się do grzechu z Berestajką. Ola przerwała mu: ależ nie, nie, ja wiem, że to nieprawda (broniła się, aby mu nie pozwolić na szczerość). — Wiesz? skąd? — spytał nieco ironicznie — przecież ta podwiązka to dowód dostateczny. — Ach co za dowód! ja tobie więcej wierzę, niż wszystkim dowodom. Nie mówmy o tem, zrób mi tę przyjemność mój mężu drogi i nie mów o tem, poco zakłócać sobie mamy czar (?) tej nocy, tak pełnej wrażeń. — W istocie Ola była leniwą pod względem chęci przebywania perypetyi, wiedziała, że Strumieński coś jej tam powiedział, że mogłaby go interpelować, robić mu albo z nim awantury, ale nie chciało