Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/350

Ta strona została przepisana.

Zawołałem ją: gdzie idziesz? czy topić się? — Tak jest. — A to dobranoc. — Dobranoc. — Pozostałem. Chciałem jeszcze krzyknąć: Gela, Gela chodź tutaj! biedz za nią, ale byłem za dumny. Często robiła takie głupie wycieczki, jakby chciała naumyślnie narazić swe zdrowie, abym ja się niepokoił i martwił; raz mi nawet uciekła i dwa dni jej szukano. Co za natura obca, całkiem nie nasza Olu! (etnograficzne oklepanki.) Rozważałem: niechże się topi! Nieraz tem groziła, może to będzie i lepsze dla niej i dla mnie. Chciałem wstać, ale byłem jakby przykuty do łóżka, potem zmorzył mnie fatalny, krótki sen. Zbudziwszy się, przeraziłem się, pobiegłem, najpierw w stronę muzeum, potem ujrzałem na krzaku biały szal. Krzyknąłem: Gela! Nic się nie odzywało. Pochyliłem się nad studnią, nic się nie szamotało. Nie byłem pewny, co się z nią stało — czyż miałem skakać do wody? Długo to trwało, zanim ją wyciągnięto. Sam bałem się tam schodzić, studnia głęboka, lustro wody daleko. Ja tę całą sytuacyę później po wszystkiem nieraz rozważałem. Mogłem się wprawdzie uczepić odchylonych desek ocembrowania i trzymając ją w ramionach, krzyczeć: na pomoc! Ale któżby nadszedł? Z tak głęboka nawet głosu może nie słychać. Możeby przyszedł wartownik nocny, z reguły pijany, albo pies ukazałby się na zrębie i zaszczekał. Wreszcie ją wyciągnięto — środki zarządziłem. Były bezskuteczne. Mnie nie można nic zarzucić. Studnia była bez wiadra, na żerdzi zakładano konewki, — prymitywnym sposobem — jak wiesz. Jeden chwat zaczepił ten hak na krawędzi i spuścił się do środka, ale go dwóch mocnych do góry ciągnęło. Czy może powinienem był poddać się pierwszemu popędowi i rzucić w dół na oślep? cóżem winien, że mój instynkt sa-