Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/37

Ta strona została przepisana.
VI.

U
Upatrzyłem okno, przez któreby się można było dostać do pokoju, gdzie spała Marya. W nocy, pamiętnej nocy, wykradłem się pokryjomu i stanąłem pod murem pałacyku. Namyślałem się czas jakiś. Celem moim było widzieć zbliska jej stan senny, a przytem chciałem spróbować pewnego psychologicznego eksperymentu, który mi nie dawał spokoju. Oto przysunąwszy się do łóżka Maryi miałem śpiącej szepnąć do ucha imię jej i moje, złączone w drżącem arabeskowem spleceniu, miałem ją upoić opowieścią o naszej miłości, aby wywołać w jej snach pożądaną zmianę. Zdawało mi się, że wystarczyłoby mi w takiej chwili tylko intensywnie pomyśleć o niej i kochać ją rzeczywiście, aby to uczucie przedostało się do jej duszy i osnuło ją swoją przędzą. Zastanawiałem się tylko, czy ja sam mam warunki do takiej suggestyi, czy ją rzeczywiście kocham, lecz kiedym sobie wyobraził jej ciało leżące, bezwładne, i jego kąty zarysowujące się pod fałdami koszuli, krew mi napłynęła do głowy i — wdarłem się na okno.
Przez chwilę siedziałem na oknie, zaparłszy w sobie oddech. Lecz nikt się nie ruszał. Uspokoiwszy się, opuszczałem ostrożnie nogi z krawędzi okna, nie śmiejąc jednak dotknąć stopami podłogi. Przyzwyczajałem nasamprzód oczy do ciemności, póki nie zacząłem rozróżniać przedmiotów. Wreszcie stanąłem na ziemi, podłoga lekko skrzypnęła, mnie zaś w tej chwili zabiło serce, a nogi zaczęły się trząść ze strachu i żądzy. Przeczekawszy więc znowu chwilę, posuwałem się dalej. Szczęściem całą tę drogę już dokładnie za dnia wy-