kich zastosowana. Zobaczymy później, w XXI. ustępie, że Strumieński przecież mimo to snuł pewien dalszy ciąg swego podziemnego życia, ale nie ten tu nakreślony, na który mu już brakło zapału. Chciał być wolnym, zresztą raziłoby go zbyt oczywiste przekręcenie faktów. Wprawdzie bowiem mógł widzieć np. w scenach przed obrazem Angeliki pewną ironię i wybuch protestu u siebie i wziąć to za zadatek „poprawy“, ale gdyby nawet myśl ta próbowała zachwiać jego nowe plany, odparłby ją zapomocą odpowiedzi, że ironia była dopiero w scenie z Olą, to zaś, co się tam przedtem stało z Berestajką, było z całkiem zwykłego zmysłowego materyału. I tak ignorował Strumieński (p. f.) zupełnie tę wielką na spodzie leżącą dozę brania na seryo, którą ukazałem w jego „komedyi tryumfalnej“, bez wahania nazywał całe swoje życie podziemne „komedyą“ (por. str. 387.), aby je albo zohydzić albo ośmieszyć.
Ale bo też dłużej nie chciało mu się żyć tem stylizowanem życiem, znudziło go to być pedantem czy fakirem własnej komedyi. Stwierdził zdaniem swojem fakt, który już dawno nastał. Nie szło mu ani o zreformowanie kultu, ani o usprawiedliwienie ex post wypadku z Berestajką, decyzya jego była względnie dość jasna, dobrowolna, stanowcza: nie chciał już mieć nic z tym fantem do czynienia. Chciał to robić tak jak inni ludzie robią, bez żadnych zastrzeżeń. Chciał kochać, np. żonę jako żonę, nie przesadzać, nie zdradzać jej wiernością, być porządnym i przeciętnym mężem. Ludzie, którzy zdradzali swe żony, więcej je może kochali niż on swoją; grzeszność w człowieku potrzebuje od czasu do czasu przeczyszczenia, zdrowe natury robią to instynktowo. Tu przyszły mu w pomoc głównie wspomnienia z okresu „naturam expelles furca“, ale teraz już nie rzucał się
Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/370
Ta strona została przepisana.