o czemś tam jeszcze, mieszającą się nawet do najpospolitszych myśli, taką suggestyę, jakąby miał np. człowiek, zresztą o zdrowych zmysłach, któremuby się ciągle zdawało, że mu się jakiś piesek koło nóg plącze. Po drugie. Spójrzmy na mapkę: jak to muzeum, oderwawszy się niejako od dworu, ukryło się w ogrodzie wśród gąszczów i drzew i wychyliwszy się ponad płot, patrzy na cmentarz. Ten rozkład miejscowości mógł się odbić i na duszy Strumieńskiego i wyżłobić w niej odpowiednie (nie takie same!) ślady, tak, że kompleks duchowy, dotyczący Angeliki, mógł około owych bardziej konkretnych śladów (bo śladów rzeczy naocznych) grupować się tak, jak się grupują opiłki żelaza około magnesu, a nawet nasycać się ich konkretnością. (Myśli w jakiś sposób naśladują wyobrażenia miejscowości, czy też łączą się z niemi, por. str. 72/3., 108.) Wszystkie te porównania biorę nie w przenośnem, banalnem znaczeniu, lecz, jak następny rozdział pokaże, prawie dosłownie. — Z tego wywodu widzimy, jak ważną była rola muzeum, bez któregoby może Strumieński o wiele prędzej uwolnił się od Angeliki. Uwzględnijmy wreszcie, że rzecz dzieje się na wsi, gdzie urozmaiconych i wyższych wrażeń jest tak mało, iż jeden stan psychiczny trwać może długo, tak jak bagno bez przepływu świeżej wody, czem zaś dłużej trwa, tem bardziej oddziela się i wyodrębnia od innych spraw, — a wówczas może lepiej zrozumiemy dziwne życie Strumieńskiego. — Wracam do tekstu wypadków.
Stosunek z Paulina nie ze wszystkiem wypadł według planu Strumieńskiego. Przedewszystkiem poprzestał on tylko na Paulinie nieco za długi czas, a przecież obiecał był sobie: jakość zastąpić ilością i z kawałków składać sobie ideał. Po drugie mimowoli wciągnął i Paulinę w obręb swego dawnego życia, bodaj pośrednio. Działo
Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/387
Ta strona została przepisana.