Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/388

Ta strona została przepisana.

się to tak: Paulina w dziecinnej skrusze z powodu swego grzechu żałowała nie siebie lecz Olę, swą, dobrodziejkę, że jej taką krzywdę robi, nazywała siebie złodziejką, rozpustnicą, metresą. Zamiast spodziewanego spokojnego użycia, miał Strumieński nowe koło dramatyczne. On sam wprawdzie wychodził z zasady, że Oli wystarczy stanowisko jego żony i że ona sama nie chce wiele więcej ponadto; szanował ją, mówił, że małżeństwo jest kontraktem społecznym, w którym miłość i wogóle kwestya erotyczna przejściową odgrywają rolę, — ale tego wszystkiego nie mógł nauczyć Pauliny, która uparcie obstawała przy swojej komedyi. Jej tajemnem staraniem było utrzymać stanowisko sympatyczne w tym sympatycznym domu. Ola wnet dowiedziała się o miłostce męża i poznała wtedy, że to, co go miało „uleczyć“ i na nowo do niej przywiązać, właśnie go od niej oderwało. Nastąpiły wzajemne wyrzuty, gniewy, groźby, ale wreszcie i ten trójkąt dobrze się ułożył, a pogarda Oli dla męża zmieniła się powoli w tolerancyę pogardliwą, a potem w tolerancyę istotną chociaż zawsze z furtką, otwartą do pogardy. Tak było jej w sam raz wygodnie, a nawet przyjemnie, bo zresztą uznawała ona, że Strumieński wzorem innych mężów musi mieć pewien dodatek do żony. Jego duchowe plus miało w miłostce upływ, z czem i Oli było lepiej, bo ta pewna uroczysta rezerwa, którą Strumieński przedtem zachowywał wobec niej po nieudałych próbach w głąb, teraz znikła, stosunek był jasny, ludzki, wesoły. Co więcej: zakłopotany Strumieński zdrajca był jej czasem bardziej lubym niż dawny, czuła dla jego wybryków pewną macierzyńską czy siostrzaną sympatyę, maskując jednak chrześcijańską wyrozumiałością te uczucia, które w nagiej formie musiałyby się jej wydać nienaturalnemi. Strumieński zaś był teraz dla niej