Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/389

Ta strona została przepisana.

„anielsko-dobrym“, dogadzał jej we wszystkiem, jakby po cichu prosił: patrz na to przez palce! — więc i ona chciała być dobrą, pokazać mu, że jest dla niego taką, jakąby inna żona nie była. Paulina niby na pozór krzyżowała jej tę komedyę tolerancyi swoją własną komedyą. Raz padła jej do stóp z płaczem, a Ola głaskała ją jako zbłąkane dziecko. Paulina chciała wyjeżdżać, zmienić posadę, ale Ola sama ją zatrzymała. Tak każde z trojga robiło swoje, ale zespół był dobry, bo każde miało w nim swój osobny psychiczny interes. Strumieński, patrząc z daleka na tę idyllę wśród tak zwanej zbrodni, idyllę, którą sam urządził, — rozlubował się w niej, nieumówione dwużeństwo wydało mu się nową subtelną formą miłości — ale miłości w dawnem znaczeniu jako idei, którą urzeczywistnić należy. Wbrew tedy jego zamiarom, by nowym stosunkiem porzucić sferę miłości, zgnębić ją, uczynić ją swoją niewolnicą, pokrajać na miłostki, pokochał ten nowy epizod: Ola — Paulina, mający w sobie taki tajemniczy, niebezpieczny urok, jakby nad trojgiem nimi Angelika niewidzialnie trzymała swe dłonie opiekuńcze i błogosławiące. Robił wysiłki, żeby przerwać to koło zaczarowane, ale wysiłki te nie były na seryo. —
Z usunięciem muzeum dokonał Strumieński jakby amputacyi, która mu raz tak, raz owak się podobała. Myślał np. sobie, że ta emancypacya z pod „miłości“ (jego cudzysłów!), którą rzekomo przebył, jest oznaką wieku dojrzałego. Nowe stadyum nosiło cechę wszechsceptycyzmu, ze skrytką sybarytyzmu. Czy długo został takim? Nie, bo wnet musiały grać rolę inne bieguny jego umysłowości i inaczej ugrupować jego przekonania. Walka przekonań w jego duszy, pozostawionej zupełnie samej sobie, była dość jałowa — o ile nie padały w nią