Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/39

Ta strona została przepisana.

ludzkość tego tak upragnionego ciała, którego nieporządek stawał mi się nowym powabem. Niepomny swego zamiaru, pochyliłem się jeszcze bardziej nad nią, aby ustami dotknąć jej ust — pod cieniem wysokiego półbaldachinu.
Usta me były już przy jej ustach, gdy wtem jakby iskra elektryczna wstrząsnęły mną nagła myśl, która niewiadomo skąd przedostała się do mnie: że ucałuję usta trupa! To wyobrażenie było tak silne, że aż mi się krew w żyłach ścięła. Patrzyłem znów na ciało z wzrastąjącem przerażeniem. Nie śmiałem już sprawdzać, czy te usta były lodowate, nie chciałem dotykać tych piersi — w obawie może, bym się nie dowiedział, że z nich już duch uleciał. Czemuż nie byłem w tej chwili daleko od tego miejsca, gdzie mi groziło jakieś nieokreślone niebezpieczeństwo, gdzie byłem wydany na pastwę nieznanych potęg, które ten tutaj mózg nawiedzały z głębokości swoich. A cisza była niezmierna, atoli nie negatywna, lecz wzbierająca, natężona, wodospad ciszy. W tem oczekiwaniu i wsłuchaniu się wpadłem w stan hallucynacyi, identyfikowałem nawet szelest mego oddechu z łopotem skrzydeł upiora, który się tu nad łóżkiem unosił i duszę z Maryi wysysał, a ja intruz stałem tuż, trwożliwy i bezsilny.
... Rzeźby u szczytu łóżka zaczęły się ożywiać, zwiększać i błyszczeć, podłoga zdawała się chwiać podemną, a łóżko było łodzią, płynącą dokądś w przestrzeni.........
........ skutkiem działania światła, które padało przez okno w bocznej ścianie naprzeciw łoża Maryi Dunin. Okna tego jakoś za dnia nie uwzględniłem. Teraz patrzałem w nie zdziwiony, lecz uspokoiłem się, widząc, że to światło księżyca. Śledziłem jego promienie, obser-