promienie ze świata pałubicznego; małe walki tego rodzaju są potrzebne tylko dla hygieny psychicznej, są to zamiany komórek, które się rugują i zastępują, ale zamiany nie tak bardzo zasadnicze.
Nowy system Strumieńskiego doznał później, jak zobaczymy w XX. rozdziale, wielkiego ciosu z całkiem nowej strony; przygrywką jednak do tego kataklizmu na rzecz moralności była rozmowa, którą Strumieński miał raz w pociągu z pewnym wytwornym publicystą. Tento człowiek, chcący grać rolę nowożytnego Europejczyka, wtajemniczał go w wyższe zagraniczne „sardanapalstwo“. „Zepsucie“ było w jego oczach wykładnikiem arystokracyi, rzeczą stworzoną dla wyższych ludzi, ostatnim ukrytym kwiatem postępu. „My wszyscy — mówił ten pan — bogacze materyalni czy umysłowi stanowimy cech wspólny, rozumiemy się. Na zewnątrz przed innymi mamy dość taktu, wytrawności i rozsądku, aby to pokryć, nikogo i nic nie naruszając, tolerując „wszystko, co święte“. Strumieński przypatrzył się tu swej nowej emancypacyi erotycznej jak w lustrze karykaturującem, zdawało mu się prawie, że jego dobry anioł wciela się w owego towarzysza podróży, aby pokazać mu ekstrem i ostrzedz go. Był w nim pewien wyuczony rdzeń moralności (i estetyki), zresztą nie wabiło go takie „wyższe zepsucie“. U niego rozszerzenie zakresu grzechów musiało zawsze iść w parze z jakimś aparatem fantastycznym czy pseudofilozoficznym, do wymyślenia zaś takiego aparatu musiałaby go wprzód popchnąć z zewnątrz jakaś bardzo żywa pokusa (tak jak tym razem Berestajka, Paulina), żądająca rozłamania starych a zbudowania nowych ram, a ta pokusa fizyologicznie nie nadchodziła. Tak-to rozwiązłość zawsze się u niego wiązała.
Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/390
Ta strona została przepisana.