Czyż będę może wmawiał, że Strumieński to żywa figura a nie królik doświadczalny, którego konstruuję, aby dowieść — udać, że dowodzę — tego, co mi się podoba? Blagą jest porównanie z perłą, którą można wykroić z muszli, blagą jest to, co Gasztold sądzi o oddzielnym organizmie dzieła, — niema takich fikcyjnych całości. Owszem dzieło takie to żywy nowotwór duchowy, którego nie można wykroić nie uśmiercając go, który poza mną będzie czem innem, niż był we mnie. Dlatego wyrywam go z jak największym pękiem moich nerwów — kapiący krwią — jak drzewo z korzeniem wyrwane ma w splotach korzenia kawały ziemi, z której wyrosło.
Zarazem spełniam postulat Grossa, że dzieło poetyckie ma dawać nie tylko rezultaty myślowe, ale także cały kompleks związanych z tymi rezultatami radości, wątpliwości, patosu, dróg itd., że poezya to właściwie myślenie kat exochen[1] — całym sobą. Przeto prawie nie waham się nawet dać tu chwilowego ukształtowania się w kalejdoskopie swoich własnych stalszych myśli i rezultatów i obrazów i nadziei z nimi połączonych, daję nawet moją pozę spokojnego patosu.
W ten sposób dotarłem aż do granic osobistych. I te trzebaby przekroczyć, raptownie roztworzyć drugi horyzont nad pierwszym i pobujać w nim. Bo czyżby dzieło apoteozujące pierwiastek pałubiczny samo nie podlegało jego potędze? Czyż autor nie mógłby powtórzyć rozdziału XII. w zastosowaniu do siebie?
Miałżebym więc pisać swoją własną „Pałubę“? Zdaje mi się, że zapomniałem na chwilę, w jakiem się towarzystwie znajduję. Czyż mam sam jeden — w literaturze — grać w otwarte karty? tam gdzie się gra nawet fałszywemi?
- ↑ kat exochen (gr. κατ' ἐξοχήν) — w przekładzie zespołu Wikiźródeł: najlepsze, najwybitniejsze.