Hejże ha, mój ty antipoetyczny pegazie — dość długo już oraliśmy ziemię zachwaszczoną kwiatami poezyi, może teraz pohulamy po swojemu w „wyższych regionach“, obryzgując „błotem“ tych, którym ty wydawać się będziesz nie „rumakiem“ ale uskrzydlonem zwierzęciem o długim ryju! Ale wszak tobie w to graj, ty bestyo apokaliptyczna, ty psiakrew jakaś, ty...
Zapewne nikt po mnie nie oczekuje, bym w Pawełku kreślił jakiegoś geniuszka à la Orcio Krasińskiego[1]. To nie ja, to Strumieński i Gasztold tak go pojmowali; bardzo wiele dzieci w istocie nasuwa takie porównanie. Najłatwiejby wprawdzie było pójść teraz śladem tych autorów, którzy przez swoje dzieci powieściowe chwalą się wspomnieniami z własnego dziecięctwa, wplatając je tak, aby czytelnik domyślał się pierwiastka autobiograficznego i podziwiał, jakiem to niezwykłem dzieckiem był sam autor. Tego ja chcę oszczędzić swemu czytelnikowi. Jedynie to mu napomknę, że historya Pawełka jest dalekiem echem „Frühlings-Erwachen“, dramatu Wedekinda, którego wyjątkowemu czarowi nikt z porządnych ludzi oprzeć się nie zdoła.
Strumieński wypuścił już Pawełka z tej pedagogicznej sieci, niebieskiej, niewidzialnej, którą go był oplatał. Dlaczego? Jak wiadomo jeszcze pierwej przewidywał on tę zmianę i przygotował ją przez usunięcie śladów Angeliki, przyczem ten środek do starego celu połączył z osiągnięciem nowego, przejściowego celu: uspokojenia się. Tak się to szczęśliwie złożyło. Opuszczając Pawełka, Strumieński nie działał z wyraźnym zamiarem,
- ↑ Orcio — bohater Nie-Boskiej komedii Zygmunta Krasińskiego.