Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/434

Ta strona została przepisana.

zuralne słowa, pamiątki faktów lubieżnych, a Strumieński drżał nadsłuchując, i niewymownie dziwne uczucie ogarniało go, gdy przyłapywał siebie na tem, że on się w te słowa wsłuchuje i wysnuwa z nich tajemną nić sympatyczną. Bo skrucha jego była chwilami taka, jaka bywa przy spowiedzi: że się za grzech żałuje, lecz już w samem żałowaniu do serca się go przyciska. Ale ciągłe niebezpieczeństwo fizyologiczne, w którem zdawało się wisieć życie Pawełka, żywiołowa potęga wypadku, zbudowanego na modłę Nemezis, terroryzowały jego serce. Drżał z trwogi, by Pawełek nie zwaryował i całe życie takich słów fatalnych nie powtarzał; i wówczas z głębi duszy życzył mu śmierci, — a raczej coś w nim życzyło śmierci, — on zaś patrzył na ten dziki mimowolny objaw, robiąc zresztą to, do czego go rutyna obowiązków ojcowskich i humanitarnych popychała. Postępował jak automat i w czynach własnych uderzało go widmowe podobieństwo do zachowania się swego przed samobójstwem Angeliki. Wprawdzie kochał Pawełka więcej może niż ją, zwłaszcza od kiedy teraz ze względów egoistycznych zaczął z nim współczuć jako z mężczyzną (pomijam tę arcyciekawą skrytkę), i chęć śmierci Pawełka była dlań tylko myślą musową, układającą się na wzór sfałszowanych reminiscencyi o Angelice, w gotowych już wyżłobieniach. Aktualną stała się ona tylko raz podczas paroksyzmu Pawełka, gdy ten choreńki wydał mu się tak jak nigdy wrogą, ślepą siłą, narzędziem jakiegoś wszechwiedzącego oskarżyciela, który zakradł się do korzeni bytu jego (Strumieńskiego) i targał nimi jak burza. Kiedy w takiej chwili dotykał tego rozpalonego czółka lub zmieniał na spoconym chłopcu koszulę, czuł w swoich rękach taką władzę nad zmęczonym, jakby nad częścią samego siebie, lub jakby mu piersi mógł