Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/440

Ta strona została przepisana.

uciekać naokoło okrągłego stołu. Obiegli go z dziesięć razy, wtem ona, która się dotychczas wciąż za nim oglądała, wstrzymała się nagle, uchwyciła go i byłaby go pocałowała, gdyby ręką nie odepchnął jej głowy od siebie. Zetknięcie się fizyczne z tą istotą wyjętą poza nawias ludzkości tak nim teraz wstrząsnęło, jakby dotknięcie pająka — odrzucił ją znowu z całej siły od siebie w kąt pokoju. Zatoczyła się, upadła, potem wstała na klęczki, patrząc nań chytrem, błagalnem okiem. Wówczas zrobił to, czegoby się po sobie nie był spodziewał i czego nigdy potem nie pojął, — wyjął z za biurka dubeltówkę (zwykle nabijaną dla obrony domu), i nie chcąc badać, czy i teraz jest nabita, wymierzył lufy ku dziewczynie i krzyknął: „widzisz, precz, bo cię zastrzelę“. Cofnęła się dalej, jednak nie ku wyjściu lecz ku szafie, która tam stała; skręciła kluczyk tkwiący w drzwiach szafy, wlazła do niej, zagrzebując się w futrach i ubraniach, a drzwi szafy zostawiła otwarte. Nie odróżniał jej w ciemności, lecz słyszał śmiech, wtem za chwilę ujrzał ją wychylającą się z pomiędzy zwalonych stosów ubrania, — patrzyła ku niemu i zrobiła pewien wymowny zachęcający znak... Stracił panowanie nad sobą i strzelił z obu luf, nie badając czy i która nabita. Ksenia wypadła z szafy, brocząc we krwi.



Kryminalne skutki tego zabójstwa Strumieński łatwo usunął, nie dlatego, żeby się w nim nie zbudziła zaraz potem groza na widok prawdziwego mordu, lecz dlatego, że cała sprawa była tak dziwną, tak jego własną, że wolał się z nią sam rozprawić. Jednak nie żałował swego czynu, owszem owładnęło nim