w tej chwili materyalny nonsens, dowolność owej wilkołaczej hipotezy, i dopiero później przemycił ją, do swych myśli.
A pomimo ulegania uroczystym nastrojom dopuścił u siebie myśl: czy Kseńka była dość nie brzydka na to, by on nie potrzebował swego syna posądzać o „zły gust“ lub nawet zboczenie (punkt wstydliwy). Wyczytywał w jej rysach, co mogło być nieprzyjemne, a co mogło pociągać tajemniczo, zauważał białe jak ser ciało rudej kobiety, grube ręce i piegi na twarzy, i wyobrażał sobie Pawełka duszonego w jej objęciach. Co on sobie będzie myślał, gdy się dowie, że ojciec zabił jego kochankę? ten sam ojciec, który mu zabrał także tamtę pierwszą, idealną Pałubę? Rekonwalescent Pawełek stał się dlań rezerwoarem zagadek, a przecież gdy zamilkło w jego ustach to, co było otworzone gorączką, na pozór był znowu tym samym. Nie mówiono mu nic o tem, co się stało, i on o nic nie pytał, — a Strumieński nie wiedział, czy i jakiby dyamentowy most rzucić teraz do duszy syna. Brakło mu odwagi, bo jako ojciec nie mógł zapewne mówić doń tego, coby należało powiedzieć, a zresztą na szczęście wnet stracił go z oczu.
Jest zwyczajem literackim, że każdy pisarz, przeprowadzający w swem dziele jakąś ideę, ujmuje ją w pewien symbol, który umieszcza na tytule dzieła, aby wbić w pamięć czytelnika to, co chciał wyłuszczyć. Korzystając z tego prawa, nazwałem swoją powieść „Pałubą” — od tego momentu, w którym rozchwianie się tematowości w życiu uderzyło w Strumieńskiego żywiołową, brutalną potęgą. Użyłem także nazwy: pierwiastek pa-