To zapatrywanie ma dwie formy: jedną popularną, w której od dawien dawna kursowało wśród ludzi, np. zapomocą przysłowi, drugą badawczą, docierającą w głąb często zaciętą, taką, jaką widzimy np. u Schopenhauera, Strindberga. U nas ta druga forma nabrała zaraz sentymentalno-filologicznego pokostu. Zamiast próbować rozwikłać sieć komplikacyi psychologicznych między mężczyzną a kobietą, która-to sieć w każdym poszczególnym wypadku jest inna i żąda innych wytłómaczeń, nasz poeta radzi sobie w bardzo łatwy sposób: sprowadza całą trudność do jednego mianownika („wiecznej idei“?): Adam — Ewa, który może swoją asocyacyą strasznej odległości historycznej komuś imponować, ale przecież jest trochę gimnazyalnym.
Str. 163. w. 2. i n. ...Tkwi więcej racyi niż się na oko wydaje...
Dlatego baczność! Stronniczość nie wyklucza słuszności. Gniew np. jest złym doradcą, ale bystrym analitykiem, podsuwa takie argumenty, jakichby się kiedy indziej nie wyszukało. Tak samo i przyjaźń mocą swej tolerancyi dokazuje cudów sprawiedliwości. W afekcie rozważając zalety i wady jakiejś osoby, widzimy je obficiej, ilościowo jest więc nasza obserwacya silniejsza, trudniej nam tylko oznaczyć miarę i wzajemny stosunek poszczególnych cech badanej osoby. Ale czyż kiedykolwiek ten stosunek jest nam zupełnie jasny? czyż wobec najbliższych naszych, wobec samego siebie nawet, nie jesteśmy w stanie ciągłej fluktuacyi zapatrywań? Zresztą por. str. 352. w. 14. i n.
Ciągle się mówi, że dzieła sztuki należy oceniać „sine ira et studio“, że powinno się krytykować tylko