dopiero wtedy stają się doniosłymi w życiu duchowem człowieka i w poezyi, gdy wejdą w alembik gruntownego vulgo naukowego badania lub przejdą przezeń, — jeżeli mi się to udało, to zadanie moje spełnione.
Żeby mi zaś nie zarzucono, iż w „Pałubie“ użyłem przykładów umyślnie do tego celu skonstruowanych, podejmę się wykazać na dziełach różnych naszych znakomitości, ile tam popełniono zaniedbań intellektualnych i jaka wskutek tego powstała kołowacizna. I cóż mi po wszelkich fajerwerkach poetyckich, jeżeli odczuwam na każdym kroku, że poeta intellektualnie kompromituje się przede mną! Poezya jeżeli ma być czemś, to koroną myślenia, a nie azylum dla ubogich duchem.
Str. 393. w. 12. ...jakby człowiek zauważywszy...
To nie historya narodzin słowa taka jak u Nietzschego narodziny tragedyi a u Przybyszewskiego narodziny metasłowa, ale porównanie, bo ja nie mam pretensyi do jasnowidzenia w przeszłość. Zresztą nic mnie tu nie obchodzi powstawanie słowa u ludzi pierwotnych, gdyż mojem zdaniem tak słowo jak i np. dramat, chociaż się już przyjęły, zmieniają swoją genezę i np. człowiek współczesny tworzy dramat z całkiem innych pobudek psychicznych niż starożytny. Dlatego powyższe porównanie jest przecież jeszcze czemś więcej niż porównaniem.
Zastrzegam się przeciw możliwym zarzutom, jakoby moja teorya bezimienności była parafrazą teoryi Przybyszewskiego o metasłowie. Kto nie czuje różnicy między jedną a drugą, tego zapraszam do siebie, aby dowodnie przekonał się, jak dawnemi są wszystkie hi-