sprawę, z szacunku dla Maryi Dunin, którą „bądź ca bądź jakiś czas kochał i szanował“, — pocóż w takim razie wogóle o tem mówi? Kiedy (w ust. V.) musi wspomnieć o swoich zabiegach uwodzicielskich, czuje, że tu jest słaby punkt, i z góry usprawiedliwia się i polemizuje, — a potem, wbrew zasadzie, że w domu powieszonego nie mówi się o stryczku, cieszy się, że swego „honoru“ wówczas nijak nie nadwerężył. Gdzie może, tam napomyka, że się w nim panny kochają, tak Marya jak i Hermina. Np. w ust. I.: „postanowiłem odwzajemnić jej gorącą miłość“. Wciąż przedstawia rzecz tak, jakby-to on był bardzo smacznym kąskiem dla Maryi Dunin, a tu później pokazuje się, że ona go lekceważyła, i że raczej on zabrnął w miłości po uszy, chociaż potem orzekł, iż to nie była „wielka i prawdziwa miłość“. Ale przecież ma on rodzaj sumienia, bo nie tylko zdradza się często, ale widocznie bierze sobie zarzuty do serca i uznaje za stosowne jakoś się z nimi załatwić. Autor zauważa jeszcze, że jego bohater bardzo często wypada z roli i że charakter jego w całości nie jest ściśle przeprowadzony lecz tylko zaznaczony. Jest to konieczny błąd, który pojmie każdy piszący; musiałem bowiem owego doktora wyposażyć i lepszymi konceptami. Zresztą wchodzi tu w grę jeszcze jedna obszerniejsza instancya, o której jest mowa na końcu nowelli, gdzie autor sam odsłania swój stosunek do całego dzieła.
Teraz kilka uzupełnień faktycznych. Częścią uzupełnień a częścią przyznań się autorskich. Autor sam nie wie, która z hipotez archeologa ma być prawdziwą, i przyznaje się, iż w ciągu pisania pomysł o snach kilkakrotnie dobierał sobie innych podstaw — wszelką niejasność zaś można było zwalić na doktora archeologii. Przechyla się jednak autor do następującego sposobu
Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/517
Ta strona została przepisana.