Kiedy w sierpniu r. 1899. odczytałem pierwszy manuskrypt „Pałuby“ gronu zaproszonych młodych literatów, utwór mój natrafił u większej części na niezrozumienie. Nic dziwnego: napisany był zwykłą dotychczasową metodą, ufającą w domyślność czytelnika, główna myśl poddana była tylko w trzech nowych pojęciach: „pseudozwiązków“, „symetryczności“ i „bezimienności“, a pokazana była tylko na niektórych kompleksach zdarzeń. To też obecny na owem posiedzeniu śp. Stanisław Brzozowski, jeden z filarów krakowskiego „Życia“, powiedział nawet, że mu się sam temat w „Pałubie“ podobał, że on się nawet takiego tematu po mnie nie spodziewał, sądzi jednak, że jest tam wiele rzeczy niepotrzebnych, realistycznych, które ów temat zamącają (lekceważenie realizmu przechodziło wówczas swe miodowe miesiące). Zaraz poznałem, że mój oponent, skoro się uskarża na zamącanie tematu, stoi widocznie na tem samem stanowisku, co Strumieński, i wyjaśniłem, że ja właśnie to stanowisko zbijam jako fałszywe, że temat, o którym myślał Brzozowski, to tylko jedno z kółek wielkiego tematu, którym jest właśnie zachwianie wszelkiej tematyczności wogóle. Przyznałem się jednak, że i ja początkowo brałem rzecz naiwnie, tematowo, że dopiero podczas pisania poczucie rzeczywistości przemogło a ważność idei pseudozwiązków (pałubicznej) ujawniła mi się w całej pełni, i że następnie kazałem memu bohaterowi doświadczać nieświadomie w życiu tego, co ja sam w sposób teoretyczny przebyłem odnośnie do mego pierwotnego tematu. Bo aż do czasu „Pałuby“ osobnym niejako torem szło u mnie pisanie poetycznych utworów, a osobnym obserwowanie rzeczywistości i myślenie o niej, dopiero w „Pałubie“ zeszły się z sobą oba te kierunki wyobraźni.
Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/527
Ta strona została przepisana.