Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/534

Ta strona została przepisana.

gdy pisze, ogarnia wzruszenie (natchnienie), szał twórczy, poczucie rozmachu, muzyka sfer, tylekroć może od być pewnym, że jest w pobliżu jakiejś banalności, jakiegoś wyuczonego stanu nieokreślonych reminiscencyi, które pokryjomu dopraszają się życia. Wiem to z własnej praktyki, chociaż zwykle trudno dojść do rdzenia takiego stanu. „Najpiękniejsze ustępy“ w „Pałubie“ opierają się w ostatniej instancyi na banalności, a jeżeli ją zakrywają, to tem gorzej — urok leży w zakrywaniu, w sekrecie.
Wrażenie, dreszcz nigdy nie może być probierzem wartości dzieła. Autor nie powinienby mieć ani jednej skrytki przed czytelnikiem, ani jednego sidła, w któreby go chwytał podstępnie. Z zakulisową techniką poetycką trzeba stanowczo zerwać.
Czyżby szło o Czytelnika? Nie, tylko o autora, bo tylko wtedy, gdy między tymi oboma biegunami nastąpi straszne braterstwo szczerości, tylko wtedy możemy oczekiwać wielkich rzeczy w poezyi. W poezyi?


∗             ∗

Jednym z rezultatów „Pałuby“ jest właśnie rozbrat z poezyą jako z postulatem. Zdawałby się on zbytecznym wobec perypetyi, które poezya u nas od kilku lat przechodzi. Najprzód przywieziono z Francyi aforyzm Verlainea: „To a to jest poezyą, a wszystko inne to literatura“. Teraz Wyspiański w „Wyzwoleniu“ przelicytował Verlainea, wołając: precz z poezyą! — zrobił jednak z tego temat, wyzyskując do celów poetyckich nastrój paradoksalny takiego postawienia sprawy (na sposób tzw. „Ueberwindungen“, praktykowanych przez Nietzschego). W pierwszym wypadku rzecz przeprowa-