Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/538

Ta strona została przepisana.

A więc na pozór po zmierzchu Poezyi zapanowałaby wśród rozproszonych dążeń ludzkich największa anarchia i dowolność, — a tu dopiero co powiedziałeś, że fikcyi tej strzeże próżność i próżniactwo? jakże to z sobą pogodzić?
Bo dopiero największa wolność, najwyższe lekceważenie wszelkich praw boskich i ludzkich w poezyi — te dopiero obowiązują. Linie dążeń ludzkich, przeszedłszy przez guz, rozbiegają się w nieskończoność. Zamiast „miary artystycznej“ szał bezmiaru. Z początku na tarczy myśli pojawia się mały temacik, rozszerza się, wypełnia. Wytężam wzrok, by w całości ujrzeć tę wizyę, i ze wzroku mego płynie to, co ją powiększa. Nie czuję nad sobą żadnej kontroli, ani idei ani czytelników, zapuszczam się w krużganki, tracę ślad własny, robię, robię poemat — biję się z tysiącami trudności, wreszcie przegrywam walkę, tragedya pisana zamienia się na tragedyę twórcy. Dlaczego to wszystko robię? I plama na tarczy myśli rozszerza się, badam swoje życie, swoje wiedzenia, swoje zamiary, dochodzę aż tam, gdzie się zaczyna bezmyślność myśli, gdzie eleacki Achilles nie może uchwycić za ogon uciekającego żółwia, aż do głupoty. Poezya rozłożona na składniki staje się myśleniem kat' exochen, całym sobą (Gross).
Ale próżniactwo chce mieć miarę, takt, rytm, ideę nieokreśloną ale nie bezkresną: poezyę. W obrębie tej to poezyi może się próżność sowicie obłowić, stwarzając illuzyę spełniania czegoś tam. Bo my piszący jesteśmy tylko o tyle poetami, o ile jesteśmy nieukami i oszustami, — nieprawdaż?
A teraz gdy się wie, jaką „Pałuba“ nie jest, pojmie się też, czem ona jest: Jest ona monstrualną ruiną