Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/63

Ta strona została przepisana.

źnich. Dowiedział się o tem stary Strumieński, a ubodło go zwłaszcza to, że wśród towarzyszy wesołości Roberta byli i młodzi potomkowie znienawidzonych Maryuszów z Królestwa. Zawezwał tedy Piotra do siebie, zganił go lekko za niewdzięczność i brak miłości do przybranej rodziny, potem zaś polecił mu czuwać nad Robertem i wpływać na niego moralnie, żeby zaniechał malarstwa i hulaszczego życia. Robert miał się chwycić karyery politycznej, a Piotr pójść na agronomię i być w jego dobrach rządcą. Podczas tej ważnej konferencyi rozczulił się stary Strumieński, zachowywał się wobec Piotra tak tajemniczo, jakby naprawdę był jego ojcem, a w końcu pocałował go w głowę, czego dotąd nigdy nie czynił. W tej pięknej komedyi odegrał Piotr z właściwem przejęciem się rolę naturalnego syna, który wszystko wreszcie rozumie, lecz umie dyskretnie uszanować tajemnicę. Co stary Strumieński robił ze ślepej opozycyi do swych krewnych, to Piotr naśladował z instynktowego wyrachowania. Taki był pierwszy widoczniejszy punkt fałszywy w historyi mojego bohatera, jego pierwsze sfałszowanie a raczej umyślne zaniedbanie prawdy.
Włosek, objąwszy kuratelę nad Robertem, zrazu sam omal nie utonął w wirze niedostępnych dlań dotychczas przyjemności. Ale właśnie wtedy zaszły niespodzianki, paczące tok tego życia, jakie sobie Robert uplanował. Oto jeden z tamtych Strumieńskich, syn Maryusza, zdobył sobie kobietę, w której nadaremnie kochał się Robert. Wśród wesołej kompanii zaczęli się niektórzy demaskować, z dawnych politycznych „zbrodni“ Strumieńskiego ukuto broń, zapomocą której chciano unicestwić Roberta pod względem towarzyskim. Miało już nawet przyjść do pojedynku między Robertem a innym Strumieńskim,